Kobiecość
Praktyczne lekcje i ćwiczenia dla budzących się kobiet
Dla mojej Ciotki Anne
z nieskończoną wdzięcznością
Spis Treści
Podziękowania
Wprowadzenie
Nieskończone oświecenie.
Rozdział 1
Żyjąc tą chwilą
Ćwiczenia.
Rozdział 2
Przepływ kobiecości
Ćwiczenia.
Rozdział 3
Kiedy już czas…
Ćwiczenia.
Rozdział 4
Tajemniczy ogród
Ćwiczenia.
Rozdział 5
Zbierzmy się razem
Ćwiczenia.
Rozdział 6
Święte zjednoczenie
Ćwiczenia.
Rozdział 7
Pokazując swoją duszę
Ćwiczenia.
Rozdział 8
Poddaję się
Ćwiczenia.
Rozdział 9
Duże ciało, duża miłość
Ćwiczenia.
Podziękowania
Wyrazy mojej bezgranicznej wdzięczności kieruję do Shanti Mayi. Nieskończenie dziękuję Pia Marii za to, że jest moją najlepszą przyjaciółką i osobą, na którą zawsze mogę liczyć, bez względu na wszystko. Dziękuję także jej rodzinie, Christer i Elvirze za dostarczanie mi prowokujących pytań oraz stworzenie przestrzeni do pisania.
Ta książka nigdy by nie powstała bez odważnych serc wszystkich kobiet z mojej licznej, kobiecej społeczności, zarówno z kobiecych kręgów, jak i sesji indywidualnych. Dziękuję wam wszystkim! Dziękuję ci, Connie za twoje gorące i hojne serce, i za to, że jesteś taką dobrą przyjaciółką oraz partnerem w pracy. Podziękowania kieruję także do Claire Kimmel oraz Marthy Reich za pozwolenie wykorzystania ich historii.
Chcę podziękować moim redaktorkom, Elisabeth Rose Raphael i Mimi R. Kusch za to, że były „akuszerkami” tej książki, oraz mojemu szwedzkiemu wydawcy, Monice Katharinie Frisk, która wierzyła w nią od samego początku. Dziękuję Sariah Mikaels i Suzan Lang za korektę rękopisu.
Na koniec, choć nie mniej głęboko, chcę podziękować mojej rodzinie – mojej mamie za to, że zawsze była przy mnie, babci za jej dzikie, cygańskie serce oraz tacie, za bycie dla mnie tak ważnym nauczycielem. Dziękuję moim ukochanym pasierbom, Shubie i Abhi, którzy nieustannie są dla mnie ogromnym źródłem inspiracji i dziękuję tobie, Arjuna, mój życiowy partnerze, za twoje nieskończone wsparcie, za twoją mądrość, za to, że jesteś autentycznym wojownikiem prawdy, lecz przede wszystkim dziękuję ci za twoją wielką i szczerą miłość – ona odmieniła moje życie.
Wprowadzenie
Nieskończone oświecenie
Rozwój możliwy jest jedynie dzięki tęsknocie. A ponieważ ścieżka rozwoju jest nieskończona, nieskończona powinna być także tęsknota. W ten sposób tęsknota staje się formą nieskończoności, której pragniemy dla niej samej. Dlatego wszyscy mistycy tak bardzo doceniają tęsknotę. Inną nazwą tęsknoty jest miłość
Irina Tweedie
Ludzkie życie jest szaloną podróżą! Każda chwila jest okazją, aby w pełni ukazać to, kim jesteśmy, okazją, aby samemu tworzyć i być stwarzanym. Wybór zawsze dotyczy tego, czy odwrócimy się plecami od tej właśnie chwili, czy też zwrócimy się ku niej z naszą bezbronnością, otwartym sercem i brzuchem.
Boska kobiecość jest czymś radykalnym w tym sensie, że kieruje nas na terytorium leżące daleko poza ciasnymi granicami naszego sposobu myślenia. Chociaż nasze umysły uwielbiają
wyciągać wnioski i osiągać cele to, przynajmniej mnie, wydaje się, że życie nie ma żadnego celu poza sensem zawartym w samej istocie rozwoju, ewolucji i gry życia jako takiego. Podczas, gdy twój ambitny umysł być może pragnie osiągnąć ostateczny stan oświecenia, twoje dzikie serce w pełni zaangażowane jest w nigdy nie niekończący się proces poznawania i doświadczania.
Na obszarze ucieleśnionej kobiecości prowadzone jesteśmy przez inne zasady, niż tylko te linearne, logiczne i racjonalne. Czyż nie za tym właśnie tęsknimy – za drogocennymi chwilami odpoczynku i ciszy od naszych paplających umysłów, gdzie po prostu tylko jesteśmy i zanurzamy się w nurcie czegoś większego, bardziej dzikiego i mądrzejszego od nas?
Ponieważ kobiecość ma naturę wielowymiarową, ta książka jest zaledwie „smaczkiem”, małym fragmentem nieskończonego hologramu czekającego na zbadanie. Mam nadzieję, że ten niewielki wycinek posłuży ci jako brama, którą pójdziesz dalej, stając się badaczem i odkrywcą przez resztę swojego życia. Odkryjesz po drodze nowe sposoby praktykowania i nowych nauczycieli. A dokładniej mówiąc, być może wciąż spotykamy tego samego nauczyciela, tylko o różnych twarzach. Prawdziwy nauczyciel, w jakiejkolwiek postaci, prowadzi nas do miejsca, które mieści nasz umysł, a mimo to jest poza naszym umysłem, gdzie czujemy się podekscytowane i ożywione, gdzie mamy poczucie, że „tak, to właśnie tego pragnęłam”. Nasi prawdziwi nauczyciele przypominają nam, że prowadzenie satysfakcjonującego życia nie ma aż tak wiele wspólnego z zewnętrznymi okolicznościami, a raczej z zestrojeniem się z naturalną prawdą o tym, kim jesteśmy.
Magiczna podróż, w którą wyruszysz, czytając tę książkę jest procesem przypominania. Będziesz przypominać sobie, nie stare zakurzone dogmaty czy uporządkowane modele rzeczywistości, lecz raczej zdolność do pozostawania świadomą, obecną, i w kontakcie ze swoim ciałem, w każdej zmieniającej się chwili. To właśnie w takim momencie wydarza się ewolucja. W tym momencie – właśnie teraz, wraz z tym jednym oddechem – współtworzysz swoją przyszłość. Przypomnisz sobie ekscytujące uczucie ożywienia, którego doświadczasz, gdy jesteś całkowicie obecna. Będziesz przypominać sobie nie wymyślone teorie, ale samo życie, przeżywane w jego najbardziej świadomym przejawie i ekspresji. Przypomnisz sobie miłość.
Podczas naszej wędrówki będziemy zagłębiać się w intymny proces ucieleśniania naszego przebudzenia i odtąd nasza relacja z naszą duchowością ulegnie fundamentalnej zmianie. Nie będziemy już dłużej dążyć do „przekraczania”, czy pozbywania się naszego człowieczeństwa, lecz do otwarcia samych siebie na wielowymiarowe życie, dokładnie tu i teraz, w samym środku tego wszystkiego co się dzieje. W tej bezpośrednio doświadczanej rzeczywistości, będziemy uczyć się zauważać nawyki oddzielania tego, co „przyziemne” od tego, co „duchowe”, a każdy wymiar życia będzie doświadczany jako część tej samej całości. Będziemy odczuwać cierpienie nieodłącznie związane z jakąkolwiek formą dualności i zaczniemy wdychać świadomość w nasze ciała, traktując ludzkie życie jako okazję do przebudzenia, do nauki i do wniesienia w nie swojego wkładu. Tym samym nasze duchowe koncepty przemienią się w namacalną, ucieleśnioną miłość.
Większość z nas ma za sobą doświadczenie zdrady swojego najgłębszego ja i owszem to jest bolesne, ale nawet i ten ból jest gotów stać się naszym najwspanialszym nauczycielem, jeżeli tylko, po prostu na to pozwolimy. Ten żal i smutek są nieustającym wołaniem naszej tęsknoty, i jeśli pozostaniemy obecne z bólem, takim jaki jest, on poprowadzi nas z powrotem do harmonii i zestrojenia z najgłębszą prawdą naszej istoty.
Życie w tym zestrojeniu wymaga głębokiego poświęcenia – wymaga transformującej mocy oddania. Oddanie się temu, co ważne przeprowadzi cię zarówno przez szczęśliwe okresy w życiu, jak i wtedy, gdy czujesz się wyczerpana. Nawet jeśli setki razy potkniesz się i coś pójdzie nie tak, będziesz mogła powiedzieć na łożu śmierci – Och tak, żyłam w pełni!
Kiedyś uważałam, że oddanie to ograniczenie. Myślałam, że gdybym poświęciła się relacji z jednym mężczyzną, ograniczyłabym moje możliwości dzielenia miłości z innymi mężczyznami. Gdybym oddała się jednemu projektowi, znaczyłoby to, że nie będę dostępna, gdyby pojawiły się lepsze okazje. Lecz po tym, jak spłonęłam w słodkim ogniu oddania, dzisiaj już wiem, że otwiera ono drzwi do nieskończenie wielu możliwości. Nie poświęcając się temu, co jest najważniejsze dla naszego serca i kręcąc się w kółko w niezdecydowaniu, żyjemy w ograniczeniu – żyjemy w smutnej krainie czekania, żeby wyrazić się jako te, którymi naprawdę jesteśmy. Albo oddajemy i poświęcamy się całą sobą, albo marnujemy swój czas na powierzchowne rozrywki.
Praktyki ucieleśniania kobiecości nie wymagają od nas przyłączenia się do żadnego kultu czy religii. Nie musimy ubierać się ani poruszać w określony sposób, przestrzegać surowych zasad czy dogmatów. Tajemnice kobiecości nie są ukryte w starych księgach ani w kościołach. Ona jest właśnie tu, w samej ekspresji życia. Możesz prowadzić swoje codzienne zajęcia na wysokich obcasach, na Wall Street, boso w lesie, sama w swojej pracowni czy pośród krzyczących dzieci w kuchni. Gdziekolwiek jesteś, kobiecość dostępna jest dla ciebie w każdej chwili.
Na szczęście, sieć życia od zawsze wspierała kobiecość, nawet w czasach ucisku i zastraszania. Nieraz wmawiano kobietom, że ich naturalna mądrość, ich połączenie z ziemią, a także ich ciała są dziełem szatana. Kiedy indziej, mówiono nawet, że wolność duchowa przeznaczona jest jedynie dla mężczyzn, a to wszystko co święte dla kobiet jest tylko zawracaniem głowy.
Niektórym z nas komunikowano, że musimy wybierać pomiędzy posiadaniem rodziny, a życiem duchowym, że pozbawione formy źródło jest bardziej wartościowe, niż różne jego przejawy. Uważaj – mówiono – ciało i materia sprowadzą cię na manowce. Inne z nas nadwyrężały się ponad miarę, próbując wszystkim dogodzić, desperacko miotając się pomiędzy pieczeniem domowych ciasteczek, a zebraniami zarządu. Nocami leżąc w łóżku i czując własne serce zaciśnięte jak pięść, szeptałyśmy w ciemności modlitwy o choćby odrobinę czasu, aby wsłuchać się w siebie. W tym wszystkim, kobiecość uśmiechała się zza swojej zasłony, zachowując swoje klejnoty na czas, kiedy naprawdę będziemy mogły po nie sięgnąć.
Widzimy kobiecość w błysku kobiecych oczu, w trosce o tych, których kochamy, w gniewie wobec niesprawiedliwości, w bezwarunkowej miłości do wszystkiego co istnieje. Można ją znaleźć w kołyszących się biodrach i śmiechu do rozpuku, tak samo jak w rozpaczy nad krzywdą i wykorzystywaniem niewinnych dzieci. Jest w pocałunku złożonym na szyi ukochanego i w bijącym sercu, które zaufało na tyle, aby się odsłonić. Znajdziesz ją w gwałtownych burzach i rześkich, jesiennych porankach.
Jest tutaj, w głębi twojej tęsknoty, w karmiących piersiach, w butwiejących liściach, i w głosie, który szepce prawdę. Jest tą, która potrząsa tobą, gdy żyjesz, idąc na kompromis i tą, która tańczy z tobą w ekstazie. Kobiecość we wszystkich postaciach – dzika i kolorowa, szara i nieruchoma, nieustannie zmieniająca kształt. Jest głosem, który wybiera miłość ponad wszystko, nie wykluczając niczego.
Twoja gotowość do bycia obecną, bez względu na wszystko, jest twoim biletem w niesamowitą podróż jaką jest praktyka ucieleśniania kobiecości. Nikt nie prosi cię, żebyś była doskonała, zmieniała się czy ulepszała siebie. Potrzebna jest jedynie twoja chęć do bycia obecną w tej chwili, a bogactwo i wspaniałość samego życia stanie się twoim najbardziej zagorzałym nauczycielem.
Witaj.
Rozdział 1 – Żyjąc tą chwilą
ciało jako nauczyciel
Aby osiągnąć moc … niepokonaną moc serca … ona musi być połączona z tym, co ludzkie, w przeciwnym razie roztrzaska się na wysokościach, gdzie nikt nie będzie mógł jej pomóc i tam zwiędnie
Reiner Maria Rilke
Duchowe przebudzenie nie jest procesem, który odbywa się w jakimś zamkniętym okresie czasu, ani odlotowym doświadczeniem, które kiedyś miałaś, ani też celem do osiągnięcia w przyszłości. Twoje wspomnienia dotyczące przeszłości czy plany na przyszłość są po prostu myślami. Myśli przychodzą i odchodzą. Jednak promienna obecność zawsze jest obecna, w tym momencie, świeża i nie dająca się uchwycić czy wyjaśnić umysłem. Możesz jedynie nią żyć, oddając się jej z chwili na chwilę.
Ludzki umysł ma nadzwyczajną moc wyobrażania i kreowania, jednak dobrze wiemy jak łatwo może się to stać przekleństwem, ponieważ wszyscy mamy skłonności do zatracania się w niekończącej się kaskadzie myśli. Gdy to się wydarza, przestajemy używać myśli jako narzędzia – to bardziej one kierują nami, a życie toczy się bez naszego udziału. Dlatego właśnie to nasze ciało może być naszym najlepszym nauczycielem duchowym – kontakt z ciałem i zmysłami jest doskonałą kotwicą dla tej właśnie chwili. Niezależnie od tego, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, ciało zawsze jest tutaj. A zatem stąd zaczynamy – od ciała.
Ciało oddycha i śpi, przez kilka cennych lat przechodzi przez przyjemność i ból, a potem … umiera. Każda komórka twojego ciała sama w sobie jest całym światem, przekazującym genetyczne wspomnienia następnemu pokoleniu komórek. Jednak w swojej najgłębszej istocie, na skrzyżowaniu, gdzie naukowiec i mistyk spoglądają na siebie w absolutnym zadziwieniu, nie znajdziemy niczego prócz pustki. Gdybyś tylko dała sobie czas, aby naprawdę posłuchać swojego ciała, okazałoby się, że ma ci wiele do powiedzenia na temat tajemnicy życia. W rzeczywistości, aby zetknąć się z boskością, nie musisz podróżować nigdzie indziej, niż tylko do własnego ciała.
OBECNOŚĆ – AUTENTYCZNE PRZEŻYWANIE ŻYCIA
Jedna z moich ulubionych scen pochodzi z filmu „Piękny umysł”. Russel Crowe gra tam bohatera, Petera Nasha, który w realnym życiu dostał nagrodę Nobla w dziedzinie matematyki. W trakcie filmu Nash odkrywa, że wielu z jego przyjaciół oraz znaczne fragmenty jego własnego życia istnieją jedynie w jego umyśle – potem zdiagnozowano u niego schizofrenię. Oczywiście, to było przerażającym odkryciem zarówno dla niego, jaki i dla jego żony. W mojej ulubionej scenie, oboje siedzą w sypialni i w pewnym momencie ona pyta – Czy chcesz wiedzieć co jest prawdziwe? Kładzie jego rękę na swoim sercu i mówi – To jest prawdziwe. Potem kładzie swoją dłoń na jego głowie i kontynuuje – Może ta część, która umie rozpoznać przebudzenie ze snu, nie jest tutaj. I przenosząc swoją dłoń na jego serce, dodaje – ale tutaj.
Ten człowiek był matematycznym geniuszem, więc, naturalnie, kiedy odkrył, że ma problem, desperacko próbował go rozwiązać używając umysłu. Ale im więcej o tym rozmyślał, tym bardziej stawał się zagubiony w dżungli swojego udręczonego rozumu. Znane jest powiedzenie Einsteina, że problemy nie mogą być rozwiązane na tym samym poziomie świadomości, na którym zostały stworzone. Żona Nasha pokazała mu – i nam – że aby poznać to, co jest rzeczywiste, musi wyjść ze swojego umysłu, wykroczyć poza myśli. Chociaż film opowiada o człowieku, który ma poważną chorobę umysłową, w mniejszym lub większym stopniu wszyscy dajemy się uwieść naszym myślom, czasem tak bardzo, że tracimy kontakt z tym, co prawdziwe.
Parę lat temu pracowałam jako terapeuta w ośrodku leczenia uzależnień dla nastolatków. W pewnym momencie natłok pracy był ogromny. Tysiące rzeczy, o których trzeba pamiętać, masa papierkowej roboty i dodatkowo sesje z pacjentami. Większość z nas, pracujących i mieszkających tam, uwijała się przez cały dzień jak małe lemingi, zmierzając wprost na skraj wypalenia. Pierwszy sygnał ostrzegawczy dotarł do mnie, gdy znalazłam się przed drzwiami z kluczami w ręce, nie pamiętając jak się tam dostałam, ani co chcę zrobić, kiedy już otworzę drzwi. Tego dnia zdarzyło się to już czwarty raz. Drugi sygnał nadszedł, gdy jechałam samochodem pod prąd, klnąc na „szalonego” kierowcę zmierzającego wprost na mnie po „złej” stronie szosy. Na szczęście, była to wiejska droga i nie spotkałam więcej aut, zanim ocknęłam się niczym z transu, i zjechałam na pobocze z bijącym sercem. Co się ze mną działo? Tak, wypalenie zawodowe – orzekł lekarz. Lekarstwo? Zatrzymaj się, oddychaj, więcej bądź.
UCIELEŚNIONA DUCHOWOŚĆ
Po prostu być obecnym – brzmi wspaniale. Któżby tak nie chciał? Ale kiedy przyjrzymy się bliżej, zdamy sobie sprawę, że aby tak żyć, będziemy musiały „wejść” do naszych ciał i rozwijać zdolność bycia obecną i otwartą na to, co nieprzewidziane. Poniższy dialog miał miejsce na seminarium, które prowadziłam ze swoim mężem Arjuną w Kalifornii. Właśnie przeprowadziłam grupową medytację, aby wszyscy mogli poczuć smak obecności. Kiedy przyszła pora na pytania i komentarze, pewna „znająca się na rzeczy i doświadczona” uczestniczka podniosła rękę i ze znudzonym wyrazem twarzy powiedziała – No cóż, sporo czytałam o byciu obecnym. Wiedziałam jak być obecną w danej chwili już dziesięć lat temu.
A teraz? – zapytał ją Arjuna.
Spojrzała na niego zmieszana – Nie widzę sensu robienia tego w kółko i w kółko.
Każda chwila jest nowa i świeża. Nie może być magazynowana. Nasze myśli są pożytecznym narzędziem do zapamiętywania, opisywania, wyobrażania i planowania przyszłości, ale kiedy próbujemy użyć naszej pamięci, aby uchwycić chwilę i utrzymać ją w intelektualnym zrozumieniu, określenie „być w danej chwili” może bez trudu stać się jedynie pustymi dźwiękami. Nawet piękne duchowe idee pozostają tylko ideami, dopóki nie staną się ucieleśnione i przeżywane.
Owszem, uważne przebywanie w swoim ciele nie zawsze jest przyjemne, ale bycie otwartą i powiedzenie TAK temu co jest, oznacza przyjęcie życia w całej jego rozciągłości. To autentyczne oddanie się temu, aby nieustannie wkraczać w nieznane, głęboko odczuwać i poznawać każdą chwilę na nowo. To takie przeżywanie momentu za momentem, gdzie wręcz wybieramy, aby raczej poczuć dzisiejsze zranienie, niż pocałować zimne usta wczorajszej rozkoszy. Kuszące są próby funkcjonowania w świecie stworzonym z fantazji i gładkich idei, niż życia w tej właśnie chwili, tutaj. Wielu z nas używa intelektu, a nawet duchowości, próbując uciec od tego szalonego, skomplikowanego chaosu nazywanego ludzkim życiem.
Dla autentycznej kobiecości zbyt tchórzliwym jest pozostawanie we wzniosłych sferach złotego światła. Ona pragnie w pełni zanurzyć się w życie. Całą swoją istotą uświadamia sobie, że nie może oddzielić ducha od materii, a boskość nie znajduje się gdzieś tam, w jakimś abstrakcyjnym niebie. W swojej gotowości i chęci do bycia w pełni obecną pozwala duchowi wyrazić się w formie. Naszą praktyką jest obejmowanie życia poprzez zwolnienie kontroli umysłu i dramatów emocjonalnych, po to abyśmy mogły ozdabiać świat namacalnym ucieleśnieniem obecności i miłości.
PRZEBUDZENIE WYDARZA SIĘ TERAZ
Kiedy jesteśmy nieustannie wplątane w kaskadę codziennych sytuacji, stajemy się zniewolone każdą swoją emocją i myślą. Podobnie jesteśmy uwięzione, gdy bez końca zajmujemy się strategiami, które mają służyć unikaniu tychże samych myśli i uczuć.
Wszystko zmienia ten moment, w którym uścisk mydlanej opery naszego życia rozluźnia się na tyle, aby nasza uwaga przez moment spoczęła na trwającej chwili. W Obecności, poszerza się nasza świadomość i możemy dostrzec większą perspektywę, w której wszystko się wydarza. Wtedy zdajemy sobie sprawę, że przedtem skupiałyśmy się na maleńkiej cząstce istnienia, oraz że istnieje większa inteligencja działająca poza umysłem. Nie znaczy to, że wirujący taniec życia ustanie, albo że kiedykolwiek się zatrzyma – to bardziej nasza relacja z tym, co się dzieje ulegnie przemianie.
W każdym momencie TERAZ dominacja naszych myśli odpuszcza i jesteśmy całkowicie tutaj. Możemy wtedy rozpoznać promieniejącą świadomość, przenikającą wszystko i zdać sobie sprawę, że w gruncie rzeczy to właśnie z niej jesteśmy zbudowane. Niektórzy nazywają to miłością, inni określają to jako siłę życia czy po prostu Bóg. Dla niektórych, pojęcie tego wymiaru rzeczywistości będzie przyjemnym, lecz krótkotrwałym doświadczeniem – wkrótce stanie się tylko wspomnieniem, a oni sami wrócą do takiego życia jak przedtem. Dla innych z kolei, wywróci ono wszystko do góry nogami i stanie się nowym fundamentem, na którym będą mogli budować dalsze życie. Kiedy odkryjemy tę głęboką naturę radości i spokoju, wszelkie nasze myśli i emocjonalne dramaty nigdy już nie będą miały tego samego znaczenia. Ta świadomość często określana jest jako „duchowe przebudzenie”.
Przebudzenie duchowe uważane jest za coś, co ma miejsce bardzo rzadko. Wygląda się go jako ukoronowania duchowych poszukiwań, czegoś, co przydarza się nielicznym, wschodnim mnichom czy guru. Po tym, jak spotkałam tysiące kobiet na całym świecie i słuchałam ich opowieści, dziś nie mam żadnych wątpliwości, że wszyscy doświadczamy krótszych czy dłuższych momentów, gdy nasze poczucie siebie wtapia się w coś większego. Często to właśnie mity na temat duchowego przebudzenia sprawiają, że ignorujemy te błogosławione, krótkie wglądy w naszą najbardziej naturalną i niewinną istotę. Może czułaś się przeniknięta przez szerszy strumień życia, gdy malowałaś obraz lub grałaś jakąś melodię, oszołomił cię majestatyczny widok natury, gdy nurkowałaś w oceanie, porwało cię miłosne uniesienie albo rodziłaś dziecko. Moja przyjaciółka zmęczona po urodzeniu swojej córki wyszeptała – Nigdy nie czułam się tak zjednoczona z nieskończonością, z tajemnicą życia, jak w chwili, gdy ona wyślizgnęła się z mojego ciała, tak doskonała w każdym calu.
Wiele lat temu życie dostarczyło mi nieoczekiwanego posmaku tej absolutnej obecności w zatłoczonym autobusie w Indiach. Miałam wtedy dwadzieścia cztery lata. Temperatura zbliżała się do 400C, a prędkość z jaką poruszał się rozklekotany pojazd, kazała mi żegnać się ze wszystkimi moimi bliskimi i własnym życiem. Ani ostre zakręty, ani śpiące na środku jezdni krowy, dziury w drodze, ani nawet bawiące się tam dzieci, nie natchnęły kierowcy do tego, żeby zwolnił. Ani odrobinę. Byłam sama, było mi gorąco i byłam przerażona, kiedy nagle, w środku tego wszystkiego, poczułam mój brzuch poruszający się wraz z moim oddechem. Poczułam swoje stopy dotykające (bardziej niż brudnej) podłogi i ogarnął mnie spokój. Byłam całkowicie w jedności z tą chwilą, znikł cały mój opór. Ruch mojego oddechu, chaos, hałas i skwar stały się najbardziej ekscytującymi i dynamicznymi przejawami tamtej chwili. W środku całego zamieszania panował całkowity spokój, bezruch i wewnętrzna cisza.
Chociaż w tym doświadczeniu obecność pojawiła się spontanicznie jak pocałunek łaski, jest absolutnie możliwe rozwijać ją poprzez prostą, regularną praktykę przenoszenia uwagi ze swoich myśli do ciała. Poniżej zamieszczam kilka sugestii jak to zrobić. Więcej wskazówek znajdziesz na końcu rozdziału w części „Ćwiczenia”.
Bądź świadoma swojego oddechu
Tak długo jak żyjesz, twój oddech stale i namacalnie przypomina ci o tej właśnie chwili. Wpływa i wypływa. Właśnie tu i właśnie teraz. Kiedykolwiek poczujesz się przytłoczona myślami, przenieś uwagę na oddech. Zauważ jak przepływa. To jak głęboko wpływa w twoje ciało jest również wiarygodnym barometrem tego, co dzieje się w ciele. Jeśli twój oddech jest płytki i ściśnięty oraz szybko porusza się w klatce piersiowej, być może unikasz jakichś uczuć. Już samo przeniesienie uwagi na oddech często pomaga, aby nasze oddychanie stało się bardziej spokojne i łagodne, przeniosło się głębiej do brzucha, a tym samym dało nam posmak obecności i otwartości na to, co przynosi chwila.
Przeskanuj ciało
Niech stanie się to twoim regularnym nawykiem, aby w ciągu dnia skanować świadomością całe ciało. Skieruj pięć oddechów do swoich ramion. Potem pięć oddechów do swoich szczęk, do klatki piersiowej, brzucha i stóp. Ta umiejętność sprowadzania świadomości do ciała może być nieocenionym wsparciem nawet w czasach napięcia, kryzysu czy konfliktu. Być może w ciągu dnia przyłapiesz się na tym, że kompletnie pochłonęła cię próba wywołania zmiany w drugiej osobie. Oczywiście nie zawsze jesteśmy świadome w takich żenujących momentach, ale jeśli masz choćby przebłysk uważności, to wystarczy, aby wnieść świadomość w tę sytuację. To tak, jakbyś wpierw stała na siodle galopującego konia, a teraz możesz w nim zasiąść i przeskanować swoje ciało. Powrócisz do obecności, do tego momentu i będziesz w stanie zająć się okolicznościami w bardziej przytomny sposób.
Otwórz swoje zmysły
W każdej chwili możesz cieszyć się czymkolwiek dzięki swoim zmysłom. To może być kolor czyjejś koszulki, czy to jak czuje się twoja szyja, gdy poruszasz głową, to jak oddech wypełnia twoje płuca, dźwięk deszczu, ruch języka. W każdej chwili możesz zestroić swoje zmysły z jakimkolwiek obiektem. To tak jakbyś otwierała każdą swoją komórkę na tę chwilę, łącząc się z nią podobnie jak z kochankiem. Kiedy poprzez nasze zmysły doświadczamy życia w pełni, nie jesteśmy już dłużej zatrzymywane przez filtr własnych myśli i stajemy się jednością z samym doświadczeniem. Moja przyjaciółka Helena opowiedziała mi kiedyś, jak w momentach, gdy czuje się złapana w pułapkę emocjonalnego dramatu, albo uwikłana w dany problem, czyni z tego swoją medytację na znalezienie sposobu odczuwania przyjemności. To może być proste doznanie, gdy łączą się ze sobą dwa palce. Może zapach powietrza w pokoju albo świadomość dźwięku, jaki wydają krople deszczu, uderzające w okno – dzięki temu ona natychmiast staje się znowu obecna.
PRZEKLEŃSTWO UMYSŁOWEGO „SPAGHETTI”
Od czasu do czasu spotykam kobietę, która ma ten wyjałowiony wygląd kogoś, kto jest zagubiony w niekończącej się plątaninie umysłowego spaghetti. (Wyobraź sobie swoją głowę jako talerz pełen spaghetti – mamma mia!). Jej oczy są matowe i nerwowo obgryza paznokcie. Jej oddech nie sięga niżej niż górne żebra, a twarz ma spiętą, niemal zmrożoną. Co powinnam zrobić? – pyta. Powinnam zostać czy odejść? (Chociaż ten konkretny przykład dotyczy związku, taki syndrom pojawia się tak samo często w odniesieniu do pracy czy zmiany mieszkania.)
Szuka rady i różnych rozwiązań wszędzie, gdzie to możliwe.
Jej najlepsza przyjaciółka doradza jej codziennie przez telefon – Natychmiast pozbądź się tego drania! W ośrodku medytacyjnym słyszy – Przepracuj to, albo nigdy nie osiągniesz oświecenia. Jaka jest twoja relacja z ojcem? – pyta jej fryzjerka: domorosła psychiatra, a matka przyłącza się do tego chóru z radosnym – Każdy mężczyzna jest taki sam, nie można mu ufać. Wszystkie te głosy splatają się razem w jej głowie, aby stać się nieznośną wrzawą, niczym na marokańskim targowisku. I oto stoi teraz przede mną i, oczywiście, myśli, że gdyby tylko mogła dostać jeszcze tę jedną odpowiedź, tym razem właściwą, będzie wiedziała co robić. Całe jej ciało błaga – Proszę, nie wytrzymam już dłużej tej udręki. Powiedz mi, co mam robić!
Każda z nas była na miejscu tej kobiety, w taki czy inny sposób. Z mojej perspektywy jest naturalnie oczywiste, że jeszcze jeden wkład w ten bałagan wcale nie załatwi sprawy. Kolejna rada będzie jedynie dodatkowym głosem w kakofonii jej umysłu. Kiedy same znajdujemy się w takiej sytuacji, to znak, że zgubiłyśmy drogę i straciłyśmy kontakt ze swoją własną istotą.
Czujemy się wtedy jak samotna wyspa na oceanie niebezpieczeństw i złych wyborów. Zaczynamy polegać na swoich myślach, żeby tylko znaleźć „właściwą odpowiedź” i przepadamy w niekończącej się gmatwaninie umysłowego spaghetti.
Następnym razem, gdy zobaczysz przyjaciółkę (albo siebie w lustrze) z tym zgaszonym spojrzeniem i głęboką bruzdą między brwiami, będziesz wiedziała, że koniecznym lekarstwem jest natychmiastowe odstawienie (ang. „cold turkey” – określenie na leczenie uzależnienia przez raptowne odstawienie narkotyków – przyp. tłum.) umysłowego podejmowania decyzji i mnóstwo przestrzeni na ponowne połączenie się z własnym wnętrzem. Zamęt jest jedynie symptomem, a przecież my chcemy dostać się do sedna choroby – utraty kontaktu z ciałem i wewnętrzną mądrością, oraz poczucia oddzielenia od całości: dwóch śmiertelnych dla kobiecej duszy schorzeń. Tak naprawdę bieżący problem ma drugorzędne znaczenie i może się okazać, że przestanie istnieć, gdy kobieta połączy się na powrót ze swoim ciałem i swoją istotą.
Niektóre kobiety zrzucą buty, rozpuszczą włosy i pobiegną do lasu. Niektóre usadowią się na opustoszałej plaży i zapatrzą w horyzont, a inne po prostu zamkną stanowczo drzwi do swojego pokoju. Osadzą się w sobie, spędzając trochę czasu w samotności. Ale jeśli utracone połączenie trwało na tyle długo, aby narosnąć i się utrwalić, samotność może być bardziej niszcząca niż pomocna. W takim przypadku kobieta potrzebuje przewodnictwa i wsparcia osoby, której ufa. To może być terapeuta albo inna mądra kobieta, przyjaciel, mentor lub krąg kobiet – ktoś, kto może wziąć ją za rękę i odprowadzić, niekiedy wyboistą drogą, z powrotem do domu, do siebie.
Proces uzdrawiania może trwać wiele miesięcy albo ułamek sekundy, w zależności od tego jak poważne jest rozdzielenie. Cały czas doświadczamy chwilowych okresów oddzielenia, ale kiedy jesteśmy w swojej dobrej, zdrowej formie, bez trudu od razu wracamy z powrotem do tego, co prawdziwe. Po prostu uświadamiamy sobie – o, tu są uczucia, tutaj są myśli, a tu lśniąca obecność, w której to wszystko się wydarza. I natychmiast jesteśmy z powrotem w domu, mocno stojąc stopami na ziemi, z sercem ogromnym jak dzwon ciszy, która łączy nas wszystkich. Jeśli, z drugiej strony, odłączenie stało się nawykowe i pozwolono mu się rozpanoszyć oraz dotknąć wielu obszarów życia, proces ponownego połączenia może potrwać. Pierwszym (oczywistym, choć nie zawsze łatwym) krokiem jest danie sobie czasu, którego potrzebujesz, jakkolwiek długi miałby on być.
Jeżeli każdego dnia masz możliwość spędzenia trochę czasu w naturze, to jesteś w najlepszych z możliwych rąk. Lecz niezależnie od tego czy masz dostęp do natury czy nie, ta podróż zaczyna się (zawsze w tym momencie) od poczucia swoich stóp na ziemi i upewnienia się, że oddychasz głęboko do brzucha. Na końcu tego rozdziału znajdują się ćwiczenia, które pomogą ci połączyć się bardziej ze swoim ciałem jako kotwicą dla obecności.
Jeśli trudno ci porzucić paplaninę umysłu, który nieustannie wałkuje jakiś „problem”, możesz spędzić trochę czasu z przyjaciółką albo z pustą kartką papieru, aby zbadać wszystkie przekonania, które posiadasz w związku z daną sprawą. Możesz rozpoznać swoje wzorce, pytając – Czy to jest całkowicie prawdziwe? Czy każdy zgodziłby się, że to prawda? Kiedy wypowiadamy przekonania na głos lub zapisujemy je na kartce, staje się oczywiste, że to szalone zatracać się w udręce chaotycznych myśli. Gdy tylko wytropisz jakieś przekonanie, odkryjesz inne, które jest jego przeciwieństwem. Najprawdopodobniej nieraz poczujesz, że obydwa są prawdziwe. Oto przykłady przekonań kobiety, która nie mogła wydostać się z toksycznej relacji – On któregoś dnia się przekona, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Zachowuję się w irytujący sposób, nic dziwnego, że mnie obraża. Gdybym tylko była z innym mężczyzną, mogłabym całkowicie otworzyć serce. Pogrąży się, jeśli odejdę.
Powody o duchowym charakterze mogą brzmieć mniej więcej tak – Jeśli czuję zazdrość, kiedy on jest z inną kobietą, to mój problem i muszę się temu przyjrzeć. Jeśli go zostawię, będę musiała przejść przez to samo z innym mężczyzną. Jesteśmy połączeni na poziomie duchowym. Żyję tu i teraz, czemu miałabym o czymkolwiek decydować? Powinnam mieć otwarte serce i kochać bez względu na wszystko.
Badamy swoje przekonania nie po to, żeby zrozumieć, które z nich są właściwe, lecz aby rozpoznać jak są wyczerpujące i dogłębnie zdać sobie sprawę z absurdu jakim jest traktowanie tej nieprzerwanej gadaniny jako zaufanego przewodnika. Istnieje wiele sposobów na uwolnienie się od takich przekonań, zobaczenie ich takimi, jakie są i zaprzestanie identyfikacji. (Polecam dwie potężne techniki: „Awakening Coaching” Arjuny Ardagh oraz „Pracę” Byron Katie
Proste rozpoznanie, że nie jesteś swoimi myślami, pozwoli ci się rozluźnić i zakorzenić w naturalnej obecności, gdzie doświadczasz życia bezpośrednio. Myśli staną się wtedy pożytecznym narzędziem, które może być użyte w razie potrzeby, a nie zaciemniającym filtrem, przez pryzmat którego patrzymy na rzeczywistość. Kiedy głęboko oddajemy się obecności, w naturalny sposób podejmujemy odpowiednie kroki. Ona całkowicie przekracza i dobro i zło – po prostu jest.
W „Pięknym umyśle”, w swoim wyimaginowanym świecie Peter Nash zajmował się teoriami spiskowymi i szpiegostwem, ale dla normalnej kobiety o zdrowych zmysłach, dwa inne „bliźniacze demony” – osąd i porównywanie – działają ramię w ramię, z zapałem uniemożliwiając przebywanie w ciele. Teraz zajmiemy się właśnie nimi.
TRANS OSĄDU I PORÓWNYWANIA
To konkretne ciało, które posiadamy, które siedzi tu, właśnie teraz, ze swoimi bolączkami i przyjemnościami … jest dokładnie tym, czego potrzebujemy, aby być w pełni człowiekiem – w pełni przebudzonym, w pełni żywym.
Pema Chodrou
Wyobraź sobie, że stoisz nago. Za tobą, stoi twoja matka, też naga. A za nią, twoja babcia. Za nią stoi matka twojej babci, a za nią jej matka. (Tak naprawdę możesz w swojej wyobraźni poprowadzić tę linię dalej wstecz, aż do najpierwszej pramatki). Wszystkie są nagie. Jeśli na chwilę pomniejszysz ten obraz i spojrzysz na ten rząd ciał, ich kształty i rozmiary, prawdopodobnie zauważysz, że kształty twojego ciała podobne są do kształtów innych kobiet stojących za tobą, a ich ciała z kolei mają podobne cechy fizyczne jak kobiet stojących za nimi. To kształty, które były przekazywane przez pokolenia.
Wyobraź sobie, że stoisz nago. Za tobą, stoi twoja matka, też naga. A za nią, twoja babcia. Za nią stoi matka twojej babci, a za nią jej matka. (Tak naprawdę możesz w swojej wyobraźni poprowadzić tę linię dalej wstecz, aż do najpierwszej pramatki). Wszystkie są nagie. Jeśli na chwilę pomniejszysz ten obraz i spojrzysz na ten rząd ciał, ich kształty i rozmiary, prawdopodobnie zauważysz, że kształty twojego ciała podobne są do kształtów innych kobiet stojących za tobą, a ich ciała z kolei mają podobne cechy fizyczne jak kobiet stojących za nimi. To kształty, które były przekazywane przez pokolenia.
Jestem okropna, gruba, za stara i mój mąż niedługo zostawi mnie dla młodszej. To właśnie głosy porównywania i osądu.
Zauważ, że nie krytykujemy z taką łatwością naszych wewnętrznych organów. Nie robimy podobnie nienormalnych komentarzy na temat reszty naszego ciała, a tylko wobec wyglądu zewnętrznego. Osąd, krytyka, porównywanie – one wszystkie są wzorcami myślowymi i zaprogramowaniem, które przyjęłyśmy z zewnątrz i wciąż nieświadomie wzmacniamy. Są rezultatem głęboko zakorzenionej socjalnej i kulturowej tendencji do bardzo przedmiotowego traktowania ciała.
To naturalne, że kochamy piękno i ono nas pociąga. Ekscytuje nas i fascynuje. Kiedy ktoś dostrzega piękno w kolorze naszych oczu czy linii bioder, to nas ożywia i karmi. To wcale nie zamyka nas na obecność – przeciwnie, może nas odprężyć i tak otworzyć, że nasza promienność stanie się jeszcze bardziej widoczna. Nasze cierpienie zaczyna się wtedy, gdy nie czujemy swojego ciała od wewnątrz, ale jako obiekt widziany oczami innych. Francuska pisarka, Simone de Beauvoir w „Drugiej płci” pisała, w jaki sposób ta wewnętrzna utrata siebie jest formą „hipnozy”, która potrafi prześladować całe grupy ludzi – na przykład, gdy niższa klasa doświadcza siebie subiektywnie w ten sam sposób, jak postrzega ją klasa wyższa, czyli jako mniej wartościową.
W podobny sposób, kobiety przez wieki były postrzegane jako obiekty pożądania i seksualności, i na wielu poziomach uwięziło je to w wypaczonym poczuciu siebie i piękna. Widzimy to posunięte do skrajności w filmach, gdzie kobiety są często tylko dekoracją. Widać to także w klipach muzycznych, reklamach i gwałtownie rosnącym przemyśle pornograficznym w Internecie. Byłoby zbytnim uproszczeniem wskazywać palcem jedynie na mężczyzn jako znieważającą stronę w tej sprawie. Problem leży w powszechnym stosunku do kobiecości, do którego daliśmy się wszyscy przekonać, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Możemy jednak rozpocząć proces wyzwalania się od tego poprzez kwestionowanie naszych własnych przekonań i ocen.
Wczuj się w swoje ciało, takie jakie jest w tej chwili. Twoje serce wciąż lojalnie bije. Twoje komórki uczciwie wykonują swoje zadania. Nawet jeśli chorujesz, możesz być pewna, że twoje ciało robi co w jego mocy, aby wyzdrowieć. Poczuj wewnętrznie jakim cudem jest twoja fizyczność. Zmienia się wraz z porami roku i fazami księżyca. To jest tak doskonały system, że otoczony odpowiednią troską i z miłością odżywiany, będzie poruszał się, rozwijał i uzdrawiał na swój własny, doskonały sposób. Jednak, kiedy wpadamy w trans osądzania i porównywania, przestajemy być obecne w ciele. To powoduje wiele konsekwencji.
Oddzielamy się od kontaktu z wewnętrzną mądrością.
Jak możemy słuchać swojego wnętrza, jeśli każdego dnia fundujemy sobie kakofonię głosów, które powtarzają, że coś jest nie w porządku z naszym ciałem? Jak możemy zestroić się z mądrością swojego łona, przeczuciami i intuicją, kiedy wciągamy brzuchy i zaciskamy paski tak mocno, że prawie nie możemy oddychać? Tracimy zdolność do wewnętrznego odczuwania łączności z prawami natury.
Tworzymy toksyczną rywalizację.
Kiedy oceniamy ciało według sztywnych ram, tracimy zdolność widzenia i uszanowania piękna w każdej unikalnej ekspresji kobiecości. Widok pięknych, kobiecych piersi sprawia, że kurczymy się i porównujemy je z własnymi. Upojone gorzką miksturą rywalizacji, z zapałem wyszukujemy wad w innych kobietach, aby same poczuć się lepiej, zapominając, że osądzamy jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny przejaw kobiecości. To podkopuje nasze połączenie z samym sobą, ponieważ tak samo zaczynamy osądzać własną kobiecość.
Ograniczamy nasze poczucie piękna.
Patrząc na siebie i inne kobiety tylko z zewnątrz, zamiast od wewnątrz, tracimy okazję zauważenia nadzwyczajnego poczucia piękna, które jest wielowymiarowe i przenika wszystko co jest. Potrafimy rozpoznawać piękno oczami, ale przecież można je odczuwać również przez skórę. Zarówno gdy otwieramy się w radości czy nawet w bólu, możemy poczuć piękno jako cechę przynależną samemu życiu. Kiedy patrzymy na ciało nie tylko powierzchownie, widzimy je jako oddzielone od nas samych, ignorując jedność w głębi swojego istnienia, która pragnie być dostrzeżona.
Tracimy zdrowe poczucie własnych granic.
Gdy uprzedmiotowiamy swoje ciała, przestajemy zauważać lub ufać sobie, kiedy wewnętrznie czegoś nie chcemy, albo gdy coś jest nie tak. Jeśli ktoś zbliża się do nas bardziej, niż na odległość, z którą czujemy się dobrze, normalnie odczuwamy to jako napięcie gdzieś w ciele, być może w brzuchu i wtedy możemy, albo się odsunąć, albo zaznaczyć swoje granice. Jeśli natomiast nie jesteśmy obecne w swoich ciałach, nie zauważymy tych zdrowych sygnałów i może się to skończyć nadużyciem fizycznym lub psychicznym. Wiele kobiet mówi o tym, że są tak uwięzione w obrazie miłej dziewczynki – w wersji duchowej, to posiadanie otwartego serca – że starają się bez końca zadowalać wszystkich dokoła, nawet osoby, które zachowują się wobec nich grubiańsko. Nie są w stanie odczuć wewnętrznego nie, a nawet jeśli je poczują, nie ufają mu.
DAR, KTÓRY WCIĄŻ CZEKA
Nawyki oceniania i porównywania często sięgają bardzo głęboko. Gdy tylko się wydaje, że uporałyśmy się z nimi, ujawnia się kolejna warstwa. W tym czasie, kiedy odbudowujemy zdrową relację ze swoim ciałem, nasza wewnętrzna kobiecość cierpliwie czeka, aby ją wyrazić i podzielić się z innymi. Zauważyłam, że spotkania w kręgach kobiet dały mi najbardziej uzdrawiające i uświadamiające wsparcie, pomocne w radzeniu sobie z tymi nawykami. Potrzeba zaangażowania, oddania, łagodnego wsparcia oraz bezwzględnej uczciwości, aby znaleźć drogę wyjścia z gęstego lasu starych wzorców i zbliżyć się do naszych ciał.
Kobieta, która w pełni zamieszkuje każdy łuk i krągłość swojej fizyczności jest rozluźniona, otwarta i łagodna. Być może zauważyłaś jak kojące jest przebywanie w obecności kobiety, która jest ugruntowana w swoim ciele. Uzdrawiająca promienność potrafi emanować niezależnie od jej wieku, przez wszystkie pory jej skóry, kształty i rozmiary. To promienność czystego serca i głęboko odczuwanych uczuć. Ten blask pochodzi z bycia w bliskości z daną chwilą. Rozluźniony kobiecy brzuch sprawia, że ty też z ufnością odpuszczasz. Jej całkowicie zamieszkałe biodra promieniują żywotnością, a jej twarz przypomina ci o miłości, z której kiedyś powstałaś. Jej oczy bez lęku patrzą w najciemniejsze zakamarki twojej istoty. Takie ciało nie uruchamia i nie angażuje umysłu, który porównuje, ponieważ twoje serce zostaje mimowolnie poruszone i jesteś delikatnie prowadzona z powrotem w głębokie obszary istnienia.
W greckiej mitologii znajdziemy Baubo, boginię brzucha, która sprowadza na ziemię płodność, używając swojego ciała jako skutecznego narzędzia otwierającego serca i wywołującego śmiech. Kiedy Demeter, bogini urodzaju, rozpaczała po uprowadzeniu swojej córki Persefony do podziemi, Baubo pokazała jej swój brzuch i srom w tak obsceniczny i humorystyczny sposób, że Demeter nie wytrzymała i wybuchnęła gromkim śmiechem. Śmiejąc się z całego serca połączyła się ponownie ze swoją ko biecą mocą i zebrała siły na dalsze poszukiwania, odnajdując w końcu córkę. Urodzaj powrócił, a świat został uratowany.
W mitologii japońskiej mamy Uzume (Amenouzume), boginię radości i szczęścia, odgrywającą podobną rolę jak Baubo. Uzume skłoniła boginię słońca Amaterasu do wyjścia z kryjówki swoim swawolnym tańcem i żartami. Pola uprawne i świat został ponownie pobłogosławiony ożywczymi promieniami słońca.
Miej dla siebie (i innych) łagodne współczucie, gdy bardziej świadomie zaczynasz przebywać w swoim ciele. Przez całe lata nasze ciała były kształtowane przez nawyki osądzania i krytyki. Modelował je zbiorowy trans oddzielenia, dając mu chroniczną postać lęku i obrony. Nasza praktyka jest głęboko transformującym procesem, w którym ponownie uczymy rozluźnienia nasz system nerwowy (kiedy jego automatyczną i nawykową reakcją jest się skurczyć) i w którym rozwijamy zdolność do odprężania się w otwartej obecności, zamiast bycia porwaną przez kompulsywne myśli. Czasem ten proces może być niewygodny. To jest bardzo podobne do rozluźniania pięści, która przez długi czas była mocno zaciśnięta. Początkowo jest zdrętwiała i nawet boli, ale jeśli pozwolimy, aby proces się rozwijał, nagrodą będzie w pełni ruchoma dłoń, która może po coś sięgać, dawać i przyjmować – czyli to wszystko do czego została stworzona.