fbpx

DOBRE ŻYCIE

DR GLADYS McGAREY

DOBRE ŻYCIE

SZEŚĆ SEKRETÓW ZDROWIA I SZCZĘŚCIA  103-LETNIEJ LEKARKI

Przekład: Monika Kowalska

Dla pięciu pokoleń miłości i uzdrawiania w mojej rodzinie i dla ciebie, mój czytelniku, aby te słowa pomogły ci wzmocnić twoje ciało i podążać za głosem twojej duszy. Nie jesteś tu bez powodu.

Tytuł oryginalny: The Well-Lived Fife. A 103-Year-Old Doctor’s Six Secrets to Health and Happiness at Every Age

Copyright 2023 by Gladys Mc Garey

Redakcja i korekta: Dariusz Wróblewski

SŁOWA UZNANIA DLA KSIĄŻKI „DOBRE ŻYCIE”

Dr Gladys jest światową pionierką, która pomogła zmienić definicję zdrowia i uzdrawiania. Jej nadzwyczajna książka przedstawia milionom czytelników proste a mimo to rewolucyjne sekrety odkrywania prawdziwego zdrowia i szczęścia w każdym wieku.

 – Mark Hyman, autor bestsellerów New York Times’a („Young Forever” i „The Pegan Diet”)

Dr Gladys McGarey jest prawdziwą matką medycyny holistycznej, wizjonerką i pionierką, która w wieku 103 lat wciąż dzieli się swoją mądrością. Będąc jedną z założycieli Amerykańskiego Stowarzyszenia Medycyny Holistycznej, nauczała lekarzy innej  i bardziej skutecznej ścieżki uzdrawiania. Jestem świadkiem jej miłości do ludzi i miałam zaszczyt obserwować jej pracę na rzecz uczynienia tego świata lepszym miejscem dla nas wszystkich.

dr Mimi Guarneri, FACC, prezes the Academy of Integrative Health and Medicine, szefowa Guarneri Integrative Health

Pokochasz te opowieści, nauczysz się, jak szanować swoje zdrowie i swoje ciało, a ostatecznie o wiele bardziej pokochasz życie. Życie i praca dr Gladys są niesamowitym przykładem ogromnej radości i spełnienia, które pojawiają wtedy, gdy ucząc się i starzejąc, realizujemy prawdziwe powołanie naszej duszy. Ta książka to jedna z takich opowieści – niecodzienny klejnot, który zarówno uczy, jak i inspiruje.

Edith Eger,  autorka bestsellerów New York Times’a („The Choice” oraz „The Gift”)

W naszych czasach szybkiego i uproszczonego rozwiązywania życiowych problemów, podejście Gladys Mc Garey jest po prostu tym, co zaleca prawdziwy lekarz. Dr McGarey odnosi się do głębokich i złożonych prawd, które będą rezonować z sercami i umysłami czytelników. Ona zamieszkuje ten świat, w którym ciało, mózg i duch są nierozłączne, a jej wiekowa mądrość przesycona jest nauką, medycyną i duszą.

Dr Robert Waldinger, dyrektor Harvard Study of Adult Development, oraz autor „The Good Life”

Dr Gladys tak samo oświeca, jak angażuje. Jej ważna praca ujawnia, jak każdy z nas może przeżywać zdrowsze i szczęśliwsze życie dzięki nawiązaniu kontaktu ze swoim prawdziwym powołaniem. Połączenie jej wiedzy medycznej i życiowego doświadczenia będzie niezwykle wzmacniającym przewodnikiem dla wielu ludzi.
dr Sara Gottfired, autorka bestsellerowej książki „Women, Food and Hormones”

Nietuzinkowa i zabawna przyjaciółka, dr Gladys, dzieli się z nami swoim niezwykłym życiem wypełnionym ciekawością, miłością i śmiechem. Jest ona międzynarodowym dobrem, pionierką medycyny holistycznej, która przez dziesięciolecia opisywała i promowała wiele metod zapobiegania i leczenia dolegliwości w warunkach domowych. W tej książce, wydanej po jej 103. urodzinach, nasze życia są nadal błogosławione światłem jej dobroci i mądrości.

dr Ali Gabriel, drPH, MS, CST-D

„Dobre Życie” to książka odświeżająco prosta i praktyczna. Dobrze brzmiące doktorskie rady wydają się osiągalne, a czytelnicy poczują się zainspirowani i doenergetyzowani.

Booklist

SPIS TREŚCI

NOTA OD REDAKCJI

PRZEDMOWA: DR MARK HYMAN

WPROWADZENIE: W STRONĘ ŻYCIA

SEKRET I: NIE JESTEŚ TU BEZ POWODU

  1. Życiowy napęd
  1. Dlaczego tu jestem?
  2. Jak kawałki  jednej układanki
  3. Gdzie skierować swoją energię?
  4. Połączenie się z pragnieniem

Praktyka: Odnajdywanie własnego życiowego napędu

SEKRET II: ŻYCIE MUSI BYĆ W RUCHU

6.  Poczucie utknięcia

7. Życie zawsze jest w ruchu

8. Przejście przez ból

9. W więzieniu wstydu

10. Uwolnienie tego, co nie ważne

11. Usuwanie blokady

12. Szukaj cienkiej strużki wokół tamy

Praktyka: Odpuszczanie

SEKRET III: MIŁOŚĆ JEST NAJPOTĘŻNIEJSZYM LEKARSTWEM

13. Miłość i strach

14. Wybór

15. Rola miłości do siebie

16. Jak dopuścić do siebie miłość

17. Dawanie miłości innym

18. Miłość i cuda

Praktyka: Uzdrawianie siebie miłością

SEKRET IV: NIGDY NIE JESTEŚ SAM

19. Życie jest połączeniem

20. Obejmując niedoskonałość

21 Znajdź swoich przyjaciół

22. Jak wyznaczać granice

23. Potęga słuchania

24. Pojawiają się anioły

Praktyka: Tkanie tkaniny życia

SEKRET V: WSZYSTKO JEST TWOIM NAUCZYCIELEM

25. Lekcja o wszystkim

26. Jak przestać walczyć

27. Rola snów

28. Kiedy po prostu boli

29. Wyjątkowo trudne chwile

30. Lekcja po lekcji

Praktyka: Odnajdywanie lekcji

SEKRET VI: UŻYWAJ SWOJEJ ENERGII Z ROZMACHEM

31. Energia jest inwestycją

32. Co jest warte twojej energii

33. Zrób miejsce na cuda

34. Wzmacniaj to, co pozytywne

35. Przesunięcie uwagi

Praktyka: Obejmując swoje życie

ZAKOŃCZENIE – JESTEŚ W SAMĄ PORĘ

WYRAZY UZNANIA

BIBLIOGRAFIA

W ciągu ośmiu dekad obcowania z medycyną oraz dziesięciu na tej planecie, pracowałam z tysiącami osób. Opisałam tutaj wiele ich historii, tak wiernie jak je zapamiętałam. Dla zachowania prywatności, zmieniałam często  ich imiona, istotne szczegóły konkretnych zdarzeń, a w niektórych przypadkach połączyłam  doświadczenia kilku osób w jedno. Tym, czego nie zmieniłam jest głęboka transformacja duszy, której byłam świadkiem i  równie głęboki ślad, jaki każda z tych osób zostawiła na mojej własnej ścieżce życia.

NOTA OD REDAKCJI

Drogi Czytelniku,

wielkim zaszczytem było dla mnie tłumaczenie książki, którą masz przed sobą. Odbyłam z Dr Gladys McGarey niezwykłą podróż przez niezniszczalne wartości człowieczeństwa oraz piękne proste prawdy przypominające o tym, czego nam trzeba, żeby dobrze – wartościowo, celowo, z pasją i radością – przeżywać swoje życie.

Ufam, że każdy Czytelnik podczas lektury tej książki odnajdzie tu swoje skarby.

Zespół redakcyjny Białego Wiatru czynił starania, żeby przeprowadzić z Dr Gladys wywiad specjalnie dla polskich czytelników.

 W trakcie tych przygotowań, dotarła do nas smutna wiadomość, że dr Gladys McGarey, 28 września 2024 odeszła z tego planu.

Była gotowa, była spokojna i otoczona Rodziną. Parę dni przed śmiercią, w rozmowie z synową Bobbie, zastanawiała się, że teraz, kiedy już napisała niniejszą książkę, a wcześniej zrobiła to wszystko, o czym dowiesz się z lektury, jaki ma być następny jej projekt?

– Wiesz – powiedziała zupełnie lekkim tonem – podoba mi się moja książka, i wydaje mi się, że innym też się spodoba. To co teraz miałabym zrobić? – i po chwili, z małym westchnieniem dokończyła – chyba już nie mam siły na następne projekty… Ale czekaj, już wiem! Przekroczenie Zasłony, to będzie mój projekt!

I tydzień później już nie żyła.

[całą rozmowę  znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/reel/3869410646679729 ]

Piękna kobieta, piękny człowiek, piękne życie, piękna śmierć. Niech dla każdego z nas będzie przykładem.

Dziękuję, Dr Gladys.

Monika Kowalska, tłumaczka

PRZEDMOWA

Dr Mark Hyman

Kiedy po raz pierwszy raz spotkałem dr. Gladys, wiedziałem, że oto mam przed sobą jedną z wielkich uzdrowicielek i mądrą członkinię starszyzny naszych czasów. Mnóstwo innych osób reagowało na nią podobnie. W kontakcie z dr Gladys ma się wrażenie, że jest to osoba mająca głębokie zrozumienie dla ludzkiego życia – jego radości i smutków, jego nieuniknionych zmagań i delektowania się sukcesami. Jest także naturalną uzdrowicielką, obdarzoną niezwykłym ciepłem i ciężko wypracowaną mądrością. Spotkanie z dr Gladys na tych stronach niczym się nie różni. Jej pierwsza książka skierowana do szerokiego odbiorcy powstawała ponad 100 lat, ale warto było na nią czekać. Dr Gladys jest światową pionierką, która pomogła odmienić naszą definicję zdrowia, leczenia i uzdrowienia. Ta niezwykła pozycja przekaże milionom czytelników proste, a jednocześnie rewolucyjne sekrety prowadzące do odkrycia prawdziwego zdrowia i szczęścia w każdym wieku.

            Dr Gladys spędziła niemal osiemdziesiąt lat w branży medycznej – albo i więcej, jeśli doliczyć jej nieoficjalny staż podczas asystowania rodzicom, którzy jako lekarze – misjonarze opiekowali się najbardziej bezbronnymi i pozbawionymi praw pacjentami w Indiach. Dr Gladys od dawna znana jest jako matka medycyny holistycznej, chociaż w tym wypadku „babcia” lub może nawet „prababcia” byłoby bardziej trafnym określeniem. Po tym jak w latach poprzedzających oraz w trakcie II wojny światowej zdobywała wykształcenie medyczne, spotykając się ze znacznym seksizmem jako jedna z pierwszych kobiet w tej dziedzinie, poszła dalej i w 1978 roku kiedy utworzono Amerykańskie Holistyczne Stowarzyszenie Medyczne była jedyną kobietą w gronie założycieli. Jej bezgraniczna ciekawość poznawania skutecznych, alternatywnych praktyk doprowadziła  do zbadania szeregu metod uzdrawiania pochodzących ze wschodnich, zachodnich oraz rdzennych kultur oraz do stosowania ich w praktyce, na długo zanim takie podejście było praktykowane przez innych lekarzy. Jej przeświadczenie o uszanowaniu matek i demedykalizacji naturalnych procesów doprowadziło ją do orędowania za bezpiecznymi porodami domowymi w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Dr Gladys była również jedną z pierwszych zwolenniczek właściwego odżywiania w medycynie alopatycznej, zdając sobie sprawę, że to, co jemy wpływa na każdą komórkę naszego ciała – zrozumienie, które miało istotny wpływ na całe pokolenia lekarzy. Wreszcie, jej przekonanie, że nasze choroby mogą przynieść nam wgląd w nasze życie i rozwój naszych dusz, pozostaje wciąż radykalnym poglądem w obszarze medycyny.  

Dobre życie stanie się klasyczną pozycją nie tylko dla kolejnych pokoleń pacjentów i lekarzy, ale także dla ludzi, który zwyczajnie pragną bardziej wartościowego i szczęśliwszego życia. Podobnie jak sama dr Gladys, ta książka wydaje się przemawiać zarówno do bolesnych dolegliwości duszy, jak i ciała. Odkrywa najgłębsze pokłady pochodzenia choroby i zdrowia, niewygody i dobrego samopoczucia. Uzdrowienie, za którym się opowiada jest tak samo duchowe, jak i fizyczne. Dr Gladys wyjaśnia, że prawdziwe zdrowie wiąże się ze zmianą naszego stosunku do nieuniknionych wyzwań życia, cierpienia i chorób tak, abyśmy mogli doświadczać głębokiej radości i spełnienia.

            Zapewniając mapę drogową, jak doświadczać wszystkiego, co życie ma do zaoferowania, Dr Gladys uosabia wszystko, czego sama uczy. Daje czytelnikom godny naśladowania przykład tego, jak życie powinno być przeżywane – jako pełen ruchu, ewoluujący proces, w którym z rozmachem korzystamy z naszej energii i „starzejemy się w zdrowiu”.  W świecie, który często jest przeciwny starzeniu, dr Gladys oferuje pozytywną wizję tego, czym może się stać nieunikniony upływ lat – źródłem coraz większej radości i spełnienia w miarę tego, jak ciągle uczymy się i wypełniamy prawdziwy cel naszej duszy. Innymi słowy, jak możemy przeżywać swoje najlepsze życie w każdej chwili tak, że kiedy nasze dni dobiegną końca, będziemy wiedzieć, że były naprawdę dobrze przeżyte.

            Sześć sekretów dr Gladys ożywiają jej inspirujące historie osobiste i historie jej pacjentów, z których wielu doświadczyło prawdziwie cudownego uzdrowienia. Jej pacjenci nie tylko leczyli swoje choroby – oni uzdrawiali swoje życie. Ta książka jest zwieńczeniem wszystkiego, czego dr Gladys nauczyła się i czego nauczała przez ponad sto lat. I choć wielu może uznać jej życie za dobrze przeżyte, warto zauważyć, że ona jeszcze nie skończyła żyć. Dr Gladys prowadzi bardziej aktywne życie niż wiele osób o połowę młodszych i wciąż ma dziesięcioletni plan. Jak z dumą stwierdza ma 103 lata i dopiero się rozkręca.

WPROWADZENIE

W STRONĘ ŻYCIA

W tym roku skończyłam 102 lata[1]. Jako lekarka w swoim drugim stuleciu często jestem pytana o sekret długiego, zdrowego i szczęśliwego życia. Czy biegam? Uprawiam pilates? Jem ciasto?

            Nie, nie biegam. Od czasu do czasu ćwiczę pilates. I tak – jadam ciasta. W rzeczywistości, naprawdę uwielbiam ciasta i torty. Nawet wyskoczyłam z jednego na swoje dziewięćdziesiąte piąte urodziny.

            Po niemal ośmiu dekadach zajmowania się medycyną, leczyłam wielu pacjentów, którzy byli tak zdeterminowani, żeby znaleźć idealną dietę, że sami doprowadzali się do choroby… inni tak bardzo bali się śmierci, że niemal zrezygnowali z życia… i prawie wszyscy z nich mieli nadzieję, że powiem im, co dodać do ich smoothies, żeby mogli żyć wiecznie – lub przynajmniej kilka dodatkowych lat.

            Niestety, nawet po ponad stu latach spędzonych na tej planecie, wciąż nie odkryłam tajemnego składnika, który zapewniałby długie i zdrowe życie – no w każdym razie nic takiego, co możesz wrzucić do blendera.

            Ale mogę pomóc ci odkryć sekrety prawdziwego zdrowia i szczęścia. One nie mają nic wspólnego z witaminami czy suplementami. Zamiast tego, bazują na prostej zmianie perspektywy.

            Praktykując przez wiele dziesięcioleci, zrozumiałam, że najważniejsza rzecz w medycynie – i w życiu – jest całkiem inna niż to, czego uczono mnie na studiach medycznych. Większość ludzi uważa, że rolą medycyny jest po prostu promowanie fizycznego dobrego samopoczucia przez położenie kresu temu, co nam dolega. Jednak o wiele większym celem jest stworzenie odpowiednio zdrowego środowiska – ciała – w którym dusza może wypełniać swój cel.

            Każdy z nas przyszedł tutaj, żeby coś zrobić. I, tak jak ja to widzę, prawdziwe zdrowie nie ma nic wspólnego ze zdiagnozowaniem choroby czy przedłużeniem życia tylko po to, żeby je przedłużyć. Chodzi raczej o odkrycie tego, kim jesteśmy, zwracanie uwagi na to, w jaki sposób jesteśmy zapraszani do rozwoju i zmiany, oraz słuchanie tego, co sprawia, że nasze serce śpiewa.

            Ta perspektywa odzwierciedla moją głębszą filozofię – że każda jednostka jest częścią większej całości. Tak jak wszystkie komórki naszego ciała pracują razem dla utrzymania zdrowia, to i wszystko, co ożywione działa razem, żeby stworzyć Wszechświat, w którym żyjemy. Każdy z nas jest  zatem zarówno wyjątkowy, jak i niezbędny.

            Aby zrozumieć to szersze i bardziej całościowe spojrzenie na chorobę i leczenie – oraz na życie samo w sobie – musimy zrozumieć na czym naprawdę polega dobry stan zdrowia (ang. well-being). W przeciwieństwie do tego, w co wierzy medyczny establishment, lekarze nie leczą pacjentów… tylko pacjenci mogą siebie uzdrowić. Owszem,  jako lekarze, używamy umiejętności, wiedzy oraz pomysłowości, żeby leczyć naszych pacjentów. Głęboko troszczymy się o ludzi i wykorzystujemy to współczucie w naszej pracy. To nasza święta misja na Ziemi. Jednak koniec końców, najlepsi lekarze wiedzą, że uzdrowienie przychodzi z wnętrza.

            To może być zaskakujące usłyszeć takie wyznanie od lekarza medycyny. Jednak alternatywne poglądy na zdrowie nie są mi obce. Urodziłam się jako córka lekarzy osteopatów – moja matka była jedną z pierwszych kobiet, które zdobyły tytuł lekarza osteopaty, mój ojciec był zarówno osteopatą, jak i lekarzem medycyny. Wychowali mnie w Indiach, gdzie miałam styczność z o wiele szerszym wachlarzem doświadczeń niż większość moich rówieśników, z którymi uczyłam się potem w szkole medycznej. Począwszy od lat 50-tych ubiegłego wieku, wraz z moim mężem, doktorem Billem McGarey zaczęłam badać i dyskutować o ideach, które były przełomowe w tamtych czasach – pogląd, że jesteśmy duszami mającymi ludzkie doświadczenia, że jakaś część każdego z nas jest wzajemnie połączona z innymi ludźmi, oraz że przychodzimy tu jako część osobistej i kolektywnej misji wzrostu i uzdrawiania. Bill i ja byliśmy częścią małego zespołu, który w roku 1978 współzałożył Amerykańskie Holistyczne Stowarzyszenie Medyczne w celu wprowadzenia holistycznej świadomości –  takiej, która jednoczy ciało, umysł i ducha – do współczesnej medycyny zachodniej. Od tamtej pory jestem oddana tej misji.

            Ważne, żeby na samym początku zaznaczyć, że medycyna holistyczna niekoniecznie jest tym, co nazywamy medycyną alternatywną… ta pierwsza wykorzystuje różnorodne metody leczenia, łącznie z terapiami alopatycznymi, które wielu zna jako medycynę współczesną czy medycynę Zachodu.

            Określenie „medycyna holistyczna” odnosi się nie do strategii, lecz do podejścia. Chodzi o leczenie całego pacjenta, a nie tylko choroby. Chodzi o postrzeganie każdego człowieka jako kompletnej i złożonej istoty z unikalnym zestawem cech fizycznych, psychologicznych i duchowych, a także z osobistym zestawem celów do osiągnięcia w swoim życiu. Słowo holistyczny (ang. holistic)  łączy w sobie całość (ang. whole) i świętość (ang. holy), nie w sensie religijnym, ale w sposób, który głęboko szanuje doskonałość każdej ludzkiej duszy i postrzega ciało jako narzędzie, które towarzyszy duszy w jej zadaniach. Choroby i symptomy – od zwykłych bólów  i dolegliwości, po raka z przerzutami – są również częścią tego perfekcyjnego projektu. Pokazując nam gdzie cierpi ciało, wskazują dokładnie, gdzie dusza musi dalej pracować.

            Dlatego, gdy pacjent przychodzi z bólem głowy, mogę go zapytać o jego marzenia, lub gdy ktoś przychodzi z chroniczną chorobą, możemy spędzić wizytę, rozmawiając o tym, co przydarzyło się tej osobie w dzieciństwie. Jest to powód, dla którego wielu moich pacjentów nie przychodzi do mnie jedynie po to, żeby omówić swoje problemy fizyczne, ale także i to, z czym zmagają się emocjonalnie i duchowo. Każdy z nas jest złożonym ekosystemem myśli, uczuć, przekonań i doznań, a wszystko to wpływa na stan naszego zdrowia. Nie interesuje mnie tylko łagodzenie objawów u danego człowieka. Jestem zainteresowana pomaganiem mu w postrzeganiu obecnego cierpienia w kontekście większej podróży, którą podejmuje jego dusza.

            Życiowe wyzwania wskazują na tę część duszy, która jest gotowa na zmianę. Jako dotkliwa forma wyzwania, to cierpienie jest wyjącą syreną, która na pewno przyciągnie naszą uwagę. Krzyczy, „Obudź się! Zwróć uwagę! Masz pracę do wykonania!” Oczywiście każdy z nas może działać, żeby uniknąć bólu, i powinniśmy to robić. Ale kiedy podchodzimy do własnego cierpienia z ciekawością, pytając czego może nas nauczyć, nabiera ono nowego znaczenia. Dotyczy to każdego rodzaju cierpienia – fizycznego, emocjonalnego i duchowego.

            Kiedy medycyna holistyczna mówi, że umysł może wpływać na ciało, niektórzy martwią się, że twierdzimy, iż to pacjent spowodował swoją chorobę. Inni słysząc, że nasze cierpienie może nas czegoś nauczyć myślą, że to oznacza, że na nie zasługujemy. Rozumiem, że ludzie mogą źle interpretować to podejście, dlatego chcę wyjaśnić – nie zachęcam do męczeństwa, ani nie sugeruję, że cierpienie jest zasłużone. Nie sugeruję też, że zmiana twojej perspektywy jest jedyną częścią pracy. Kiedy masz złamaną kość, prawdopodobnie trzeba będzie ją nastawić… kiedy społeczeństwo ma jakiś problem, być może należy go wykorzenić. Jednak nawet gdy podejmujemy jakieś działania, żeby zająć się  fizyczną rzeczywistością naszego ciała i naszego świata, pewien stopień cierpienia jest nieunikniony, zatem równie dobrze możemy je wykorzystać, żeby prowadziło nas naprzód.

            Dzieje się tak dlatego, bo chociaż nasze samopoczucie jest powiązane z wyzwaniami, którym stawiamy czoła, to nie mają one nad nim pełnej władzy. Wielu ludzi żyje z chorobami i nawet wielkim bólem, doświadczając jednocześnie radości z połączenia ze swoim celem. Są też inni, których nie dotyka żadna choroba, a mimo to budzą się co rano bez chęci do życia. Zdrowie nie wymaga od nas przebywania w ciele wolnym od problemów, tak samo jak szczęście nie wymaga od nas doświadczania życia bez problemów. Zdrowie i szczęście polegają na byciu tak połączonym z naszą własną siłą życiową, że czujemy, że jesteśmy częścią otaczającego nas świata.

            Prawdziwe zdrowie polega na współ-życiu z otaczającym nas światem w formie doświadczenia, w którym uczestniczymy i jesteśmy zaangażowani. Polega na współpracy z żyjącą w nas siłą… naszą wolą, naszym pragnieniem, żeby tu być i dzielić się swoimi talentami ze światem. Nasza chęć i gotowość, żeby to robić staje się naszym poczuciem celu, a kiedy już to mamy, nasze dusze mogą być zdrowe w każdym stanie.

W tej książce, będę twoją przewodniczką  w odkrywaniu i aktywowaniu twojego uzdrowienia i uczenia się w trakcie całego życia, abyś mógł w pełni przeżywać każdy dzień. Podzielę się z tobą sześcioma głębokimi sekretami, które pomogą ci w procesie, który nazywam zwrotem ku życiu. Ale to ty jesteś ostatecznie odpowiedzialny za ten proces. To ty żyjesz swoim życiem, i koniec końców, ty jesteś tym, kto może prawdziwie je uzdrowić. Twoje zdrowie i witalność – i tak, również twój cel i twoje szczęście – zależą od stworzenia relacji lekarz-pacjent ze swoim własnym ja, gdzie uważnie słuchasz tego, co cię karmi i przynosi radość, a także zapisujesz dla siebie kurację, która jest ci najbardziej potrzebna.

Gdybym mogła streścić pracę mojego życia – i cel jaki przyświecał mi przy pisaniu tej książki – w jednym zdaniu, to brzmi ono: Żeby być prawdziwie żywym, musimy odnaleźć w sobie siłę życia i skierować ku niej naszą energię. To zmienia naszą orientację, wzywając do stawienia czoła wszystkiemu, co pojawia się w życiu i zaangażowaniu się w to. Być może pomyślisz sobie: Przecież angażuję się w moje życie! W końcu, to ja je przeżywam! Ale ja mówię o radosnym, partycypującym zaangażowaniu, które rozciąga się na każdy oddech i każdą chwilę. Mówię o tańczeniu w parze z życiem, o znajdowaniu w sobie gotowości, chęci i pozytywnego nastawienia, żeby tańczyć dalej niezależnie od tego, co pojawia się na naszej drodze. Kiedy życie staje się trudne, nie powłóczymy nogami i nie ociągamy się, ale wręcz stajemy się bardziej zaciekawieni i jeszcze bardziej się angażujemy. Nawet w otchłani naszych wyzwań, wciąż mamy dostęp do wdzięczności.

Po drodze zapoznam cię z paroma niesamowitymi osobami, które miałam przywilej wspierać, gdy nawiązywały głębszy kontakt z celem swojej duszy, otwierały się na więcej radości i uczyły akceptować miłość i troskę pochodzącą z czasami nieprawdopodobnych źródeł. W niektórych przypadkach, ich uzdrowienie było niemal cudowne, lecz za tymi pozornymi cudami kryła się nauka. Wymagało to ich zestrojenia z własną wewnętrzną życiową energią.

Zauważysz, że każda z tych osób musiała aktywnie uczestniczyć w swoim uzdrowieniu. Musieli z własnej woli zmienić perspektywę, korzystając z siły życiowej jaką mieli do dyspozycji. Leczyłam  ich wszystkich z miłością, pomagając im stawić czoła wyzwaniom. Niektórzy wyleczyli się ze swoich fizycznych chorób, podczas gdy inni nauczyli się być pogodzonym z przewlekłymi schorzeniami. Niektórzy w końcu umarli, a inni żyli niemal tak długo jak ja. Wszyscy zbliżyli się do zdrowia swojej duszy. Ponownie  nawiązali kontakt z tym, co nadaje sens ich życiu i żyli dobre życie.

Oprócz historii z mojej własnej praktyki, dzielę się też przykładami spoza kliniki. Moja niezwykła ścieżka życia prowadziła mnie przez cały świat i była na tyle długa, żeby dać mi parę dobrych historii do opowiedzenia. Czerpię równie wiele z mojej roli jako matki, babci, prababci, a teraz nawet pra-prababci, jak z mojej roli jako lekarza, dlatego włączam tu trochę i tego. Każdego dnia uczę się czegoś nowego i  mam wiele okazji, żeby praktykować to, co głoszę.

Miałam również szczęście być pod wpływem wielu niezwykłych ludzi. Przedstawię ci moich drogich rodziców, dr Johna Taylora i dr Magdelene Elizabeth „Beth” Siehl Taylor, którzy byli pionierami osteopatii i ludźmi wiary. Poświęcili swoje życie na leczenie najuboższej, pozbawionej praw ludności Indii, oraz tam właśnie, między pierwszą a drugą wojną światową, wychowali mnie i czwórkę mojego rodzeństwa. Poznasz dwójkę z mojego rodzeństwa – mojego brata, dr Carla Taylora i moją siostrę, Margaret Taylor Courtwright – każde z nich z radością stawiało czoła każdej chwili aż do samej śmierci. Poznasz też bezkompromisową ciotkę Belle, oraz Harday, naszą ukochaną nianię, którą nazywaliśmy „Ayah”. (Ayah i jej mąż, Dar, który dla nas gotował, byli członkami naszej rodziny, choć przyznaję, że dziś prawdopodobnie nazwalibyśmy ją innym imieniem.) Napotkasz również kilka znajomych nazwisk pionierskich postaci publicznych, których życie nieoczekiwanie skrzyżowało się z moim.

Mam nadzieję, że czytając historie moich pacjentów i mojego życia będziesz w stanie nadać więcej sensu własnemu. Moją intencją jest pomóc ci bliżej przyjrzeć się temu, co być może ci się przydarzyło, żebyś mógł zrozumieć własne wyjątkowe ciało i duszę, oraz wziąć odpowiedzialność za swoje życie i uzdrowienie. Leczyłam tysiące pacjentów i nie było wśród nich dwóch takich samych osób. To ty tworzysz i kształtujesz swoją własną ścieżkę. Twoja dusza jest na swojej własnej świętej misji, mieszka w twoim unikalnym i fantastycznym ciele, i jedynie ty możesz kierować tym procesem.

Dzięki tym niezwykłym historiom nawiążesz bliski kontakt z moimi sześcioma sekretami. Spora część mojej filozofii była do tej pory na granicy akceptowalnej prawdy, ale nauka nadrabia zaległości! Twierdzę, że ważne jest dla nas to, żeby akceptować naukę, ponieważ dostarcza nam jasnego, konkretnego sposobu na zrozumienie świata. Jestem za nauką, ponieważ jestem za zadawaniem pytań – lubię zagłębiać się w istotę rzeczy i ją odkrywać. Równocześnie, opowiadanie się po stronie pytań oznacza rozumienie, że istnieje mnóstwo rzeczy, których nauka jeszcze nie wyjaśniła. Zawsze warto zadawać pytania, nawet jeśli nie ma na nie odpowiedzi.

Pomogę ci również ugruntować moich sześć sekretów w twoim sercu i ciele poprzez serię prostych ćwiczeń. Każdy sekret zawiera niewielką praktykę kontemplacyjną, i zachęcam cię do robienia jej tak, jak najbardziej ci odpowiada – na spacerze albo z kartką papieru i długopisem lub w jakikolwiek sposób, który uznasz za właściwy. Żaden z nich nie jest lekarstwem na wszystko… są raczej tym, co moja mama nazwałaby „remediami”, które proszą nas, abyśmy jak najlepiej wykorzystali to, co zostało nam dane. I z całą pewnością nie są zadaniem domowym, ponieważ nie cierpiałam prac domowych! Są raczej prostymi ćwiczeniami, które mogą zainspirować nowe, holistyczne spojrzenie na to, jak dobrze przeżyć życie.

Mam nadzieję, że jeśli przećwiczysz je wystarczającą ilość razy, praktyki te staną się nawykami, które będziesz mógł wprowadzić do swojego codziennego życia. Możesz zaadaptować je w dowolny sposób, ponieważ jeśli wyniesiesz jedną rzecz z tej książki, wierzę, że będzie to świadomość, iż jesteś absolutnie zdolny do kierowania swoim zdrowiem i uzdrowieniem, a także swoim własnym życiem i nauką. Jestem przekonana, że nie wystarczy tylko mówić o tych ideach, musimy również nimi żyć – musimy uczynić je realnymi, odczuwając je w naszych ciałach. Zatem, kiedy będziesz rozmyślał o tych tematach, proponuję ci też proste sposoby do wyrażania ich oraz odczuwania dzięki rzeczywistym praktykom.

Jeżeli sięgnąłeś po tę książkę, to już jesteś na drodze zestrojenia się ze swoją duszą i łączenia się ze swoim celem. Lecz nikt z nas nie może zrobić tego sam – szczególnie nie teraz.

Przez całe życie, wielu z nas zadaje sobie głębokie, palące pytania: Kim naprawdę jestem? Dlaczego tu jestem? Jak powinienem spędzać moje dni – na robieniu czego, i z kim? Kiedy to wszystko się skończy, to co sprawi, że życie było warte przeżywania? W obliczu wyzierającej zewsząd niepewności, pytania te wydają się dziś jeszcze bardziej na czasie.

Chcę, abyś sięgnął po mądrość, którą nosisz głęboko w sobie, a która lubi zajmować się takimi pytaniami i nie spieszy się z odpowiedziami. Chcę pomóc ci zobaczyć co jest możliwe, gdy łączysz się ze swoją własną prawdą – niezależnie od tego, co inni mają do powiedzenia.

Zanim zaczniemy, muszę podzielić się pewną historią.

Na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku, jechałam pociągiem z Delhi do Bombaju (obecnie Mumbaju) razem z moją rodziną, użalając się nad sobą, że wracam do Stanów Zjednoczonych, gdzie będę narażona na uprasowane sukienki i właściwe maniery, oraz różne inne rzeczy, których moja nieokiełznana natura po prostu nie mogła znieść. Nareszcie miałam nauczyciela, którego lubiłam i byłam zrozpaczona, że muszę wyjechać, ale rodzice zapewniali, że niedługo wrócimy. Dostali bezpłatny urlop i mieliśmy zatrzymać się niedaleko rodzinnej farmy mojego ojca w Kansas. Nie miałam pojęcia, że gdy tam będziemy rozpocznie się Wielki Kryzys, który uziemi nas w tamtych okolicach na ponad dwa lata. Będąc dziewięciolatką, nie pojmowałam takich rzeczy. Wiedziałam jedynie, że opuszczamy Indie, żegnamy Ayah i Dara, i wyjeżdżamy do dalekiego kraju, który odwiedziłam tylko raz i niczego nie pamiętałam.

Przyciskałam zakurzoną buzię do prętów w oknie, oglądając mijane krajobrazy ukochanej krainy moich narodzin, kiedy pociąg zaczął zwalniać. Tłum zebrał się wzdłuż torów podążając za procesją na przodzie. Kobiety ubrane były w swoje najlepsze stroje, a dzieci tańczyły i rzucały kwiaty. Z przodu, w pierwszej klasie pociągu, wszyscy nadal siedzieli sztywno, jakby nic się nie działo. Ale w wagonie trzeciej klasy, w którym siedzieliśmy, ludzie wychodzili przez okna i biegli, żeby dołączyć do tłumu… inni biegli górą wagonów, a ich stopy dudniły po blaszanych dachach.

W miarę jak pociąg powoli posuwał się do przodu i wyprzedzał pochód, maszerujący z przodu ludzie zaczęli być widoczni. Na przedzie znajdował się niewysoki mężczyzna ubrany w proste białe dhoti – tkaninę owiniętą wokół talii i ud – i niosący larthi, drewnianą laskę. Choć prażyło go słońce, szedł niespiesznie z radością, w pełni zaangażowany w swoje życie i cel. Wtedy ludzie zaczęli wykrzykiwać jego imię, ale ja już wiedziałam, że właśnie widzę legendę, o której moi rodzice opowiadali z ogromnym szacunkiem, człowieka, który podnosił ludzi z ucisku, do światła wzmocnienia – Gandhiego.

Pociąg zatrzymał się i po godzinach odczuwania jego monotonnego dudnienia w ciele, ten nagły bezruch był elektryzujący.

W tym momencie, do mahatmy podbiegło dziecko, trzymając w ręce kwiat. Gandhi zatrzymał się, przyklęknął i wziął go. Gdy to robił, widziałam miłość emanującą z całej jego istoty. Wstał, żeby iść dalej i spojrzał wstecz na tłum, przyglądając się nie tylko ludziom na ziemi i na dachu pociągu, ale także tym z nas, którzy przyciskali twarze do prętów okiennych. I przysięgam, że przez sekundę, patrzył prosto na mnie.

W swoim życiu wielokrotnie zaznałam miłości. Ale miłość tego mężczyzny nigdy mnie nie opuści. Czułam się tak, jakby widział mój smutek z powodu wyjazdu z Indii, mój lęk, moją nadzieję i objął to wszystko. Patrzył na mnie z niezapomnianą miłością – taką, która rozpoznała moją duszę.

Odwrócił się i poprowadził dalej korowód.

Byłam świadkiem historycznego Marszu Solnego Gandhiego (nazywanego też Salt Satyagraha), w którym przewodził pokojowemu protestowi przeciw władzom kolonialnym, sprzedającym sól po zawyżonych cenach.

Gdybym mogła dać ci w tej chwili jedną rzecz, byłaby to ta sama niezapomniana miłość, taka, która rozpoznaje i akceptuje wszystko, czym jesteś. Ta miłość niesie nadzieję na przyszłość. Niesie ze sobą znaczenie wielu lekcji, dając sens trudnym zmaganiom, sygnalizując punkt zwrotny, kiedy siła życia pęcznieje i popycha nas do nowego paradygmatu.

Kimkolwiek jesteś, wiedz proszę, że mam głęboki szacunek dla tego, po co tu przyszedłeś. Obejmuję delikatnie wszystko, przez co przeszedłeś i  jestem pełna dobrych myśli na to, co ma nadejść. Mogę cię poprowadzić z pomocą moich sześciu sekretów i zaoferować ci całą miłość na świecie.

Reszta zależy od ciebie.

SEKRET I

Nie jesteś tu bez powodu

Rozdział 1

ŻYCIOWY NAPĘD

Pamiętam dokładnie ten moment, kiedy po raz pierwszy odkryłam swój życiowy napęd.

            Moi rodzice byli misjonarzami niedaleko Mussoorie w Indiach, na pogórzu Himalajów. Od piątego roku życia posyłano mnie ze starszym rodzeństwem do jedynej anglojęzycznej szkoły w okolicy, gdzie uczęszczały  głównie dzieci misjonarzy, urzędników państwowych oraz oficerów brytyjskiej armii. Byłam trochę niechlujnym dzieckiem – moja mama i moja niania, Ayah, robiły wszystko, żebym była czysta i odpowiednio ubrana, a ja z kolei robiłam wszystko, żeby ich praca poszła na marne. Wolałam bawić się w brudzie i kurzu, i wspinać na drzewa, niż zajmować lalkami albo czytać książki. Lubiłam słuchać bajek, ale nie lubiłam ich czytać – za każdym razem, gdy patrzyłam na litery, one rozpływały się na stronie, więc naprawdę nie potrafiłam zrozumieć, co oznaczają wydrukowane słowa.

W tamtym czasie, nie mieliśmy określenia dla tego problemu. Dziś nazywa się go dysleksją. Ale ja, spędziłam swoje wczesne lata w szkole, myśląc, że jestem głupia, takiego też zdania była moja nauczycielka z pierwszej klasy, która często wytykała mi błędy.  W jej klasie radziłam sobie tak słabo, że musiałam ją powtarzać, a opinia nauczycielki zostawiła głęboki ślad na moim poczuciu własnej wartości.

Patrząc wstecz, moje trudności wydają się całkiem urocze. Fakt, że udało mi się  zrobić karierę jaką zrobiłam, sprawia, że z perspektywy czasu, widać wyraźnie, że był to jedynie krótki rozdział w moim młodym życiu. Ale wtedy borykałam się ogromnie. Naprawdę wierzyłam, że jestem głupia. To znaczy, wiadomo, uważałam, że ta nauczycielka jest jeszcze głupsza ode mnie, ale naprawdę martwiłam się czy poradzę sobie w świecie, skoro nie potrafię nauczyć się tak prostej rzeczy, jak czytanie. Najbardziej martwiło mnie czy będę w stanie, tak jak moi rodzice, zajmować się medycyną, co było moim największym marzeniem.

To był też okropny czas, jeśli chodzi o nawiązywanie przyjaźni. Byłam strasznie samotna i każdego dnia, gdy wracałam ze szkoły, liczyłam kroki, idąc pod górę do domu i czekając aż będę mogła skulić się pod szalem Ayah, żeby się wypłakać.

Te długie pierwsze dwa lata szkoły spędziłam, czekając na zimę, kiedy pakowaliśmy wszystko do naszej przyczepy kampingowej i wyruszaliśmy na równiny do pracy. Niczego tak nie kochałam, jak czasu spędzanego w mobilnych terenowych obozach, gdzie moi rodzice leczyli pacjentów. Była to tętniąca życiem, podróżująca społeczność, do której przyjeżdżali ludzie z całego kraju po pomoc medyczną – większość z nich należała do najniższych kast opresyjnego systemu Indii. System kastowy określał ich jako „nietykalnych”, co moi rodzice uważali za zarówno nieprawdziwe, jak i tragiczne. Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak Ayah mogła być „nietykalna”, skoro jej przytulenie było najcudowniejszą rzeczą na świecie? Jak Dar, czy ktoś inny, mógł być tak samo niedotykalny – … a w ogóle ktokolwiek? Moi rodzice pracowali również z ludźmi chorującymi na trąd, znany dziś jako choroba Hansena, oraz z kobietami, które często nie mogły otrzymać opieki gdzie indziej. Większość ludzi, których leczyli, nigdy wcześniej nie widziała lekarza, a niewielu miało jakiekolwiek pieniądze.

To oddanie i zaangażowanie sprawiło, że nasz obóz stał się ruchliwym ośrodkiem, do którego ludzie mogli przychodzić nie tylko po leczenie, ale także po miłość, życzliwość, dobroć i wspólnotę. Pracowaliśmy od świtu do najgorętszych godzin w ciągu dnia, odpoczywaliśmy i znów pracowaliśmy aż do zmroku. Potem wszyscy siedzieliśmy razem wokół ogniska, opowiadając historie pod gwiazdami.

Wyglądało na to, że każdy w okolicy wiedział, kiedy jesteśmy w pobliżu, i wszyscy wiedzieli, że moi rodzice przyjmą każdego pacjenta, który będzie potrzebował pomocy. Pewnego dnia mój ojciec zabrał mojego starszego brata na polowanie, co oznaczało, że to do mnie, do Margaret i naszego młodszego brata, Gordona należy pomaganie mamie w namiocie medycznym. Uwielbiałam jej asystować, gdy pomagała ludziom z zakażonymi ranami, chronicznymi dolegliwościami czy złamanymi kośćmi.  Byłam duma z faktu, że moja mama jest lekarką. Miałam też poczucie, że widziałam już niemal wszystko w moim ośmioletnim życiu. Ale tego dnia pojawił się pacjent, jakiego nigdy się nie spodziewałyśmy.

Około południa zaczęło się zamieszanie. Wtedy w obozie pojawił się młody mężczyzna, prowadząc… rannego słonia! Matka wyszła go powitać i starała się wytłumaczyć, że nie jest weterynarzem. Lecz mężczyzna powiedział, że to bardzo wyjątkowy słoń, ulubieniec radży do jazdy na polowania. Jakiś czas wcześniej  słoń nadepnął na pień bambusa i zranił sobie stopę. Rana nie chciała się goić. Chociaż radża zwykle powierzał leczenie swoich zwierząt ich opiekunom, tym razem wiedząc, że moi rodzice są w okolicy, nakazał mężczyźnie, który jak się okazało był treserem słoni, nie wracać, dopóki osobiście nie zajmą się wyleczeniem słonia.

Moja mama nigdy wcześniej nie pracowała ze słoniami, ale nie należała do osób, które cofają się przed wyzwaniami. Łagodnym, ale stanowczym tonem, zaczęła przemawiać do słonia tak, jak robiła to z każdym zdenerwowanym pacjentem. „Spójrzmy na to”, powiedziała kojącym głosem. „Będę delikatna. Widzę, że bardzo cię boli”. .Oglądała uważnie przednią, lewą nogę słonia, ostrożnie dotykając wrażliwej opuszki. Ta była faktycznie mocno nadwyrężona, i mama wywnioskowała, że drzazga bambusa musi wciąż tkwić w środku. To było niezwykle ekscytujące, ale też trochę przerażające znajdować się blisko tak majestatycznego zwierzęcia. Byłam zaskoczona łagodną energią, kiedy przesuwałam dłoń po jego pomarszczonej skórze i gładkich ciosach.

Wyczuwając moją chęć pomocy, mama wysłała mnie, żebym przyniosła szczypce, nadmanganian potasu oraz wielką miedzianą strzykawkę. Najpierw przyniosłam szczypce i największą strzykawkę, jaką mieliśmy w naszych zapasach. Moja matka nadal mówiła swoim kojącym tonem – „No dobrze, już, już, wspaniale się sprawujesz” – podczas gdy słoń stał cierpliwie i mrugał oczami.

Potem wróciłam do namiotu medycznego, żeby przygotować antyseptyczny roztwór. Zdjęłam z półki wielką butelkę nadmanganianu potasu – nasz namiot był zawsze skrupulatnie uporządkowany – i umieściłam go obok dzbana z wodą, który tam trzymaliśmy. Następnie  ostrożnie odmierzyłam roztwór, napełniając całą miskę fioletowym płynem, unikając kontaktu z silną substancją, która, jak wiedziałam, nierozcieńczona, mogłaby poparzyć mi skórę. Podniosłam ciężką, dużą miskę i powoli wyszłam na zewnątrz, uważając, żeby nie rozlać płynu, idąc po nierównej powierzchni. Gdy wróciłam, słoń stał spokojnie, obserwując moją mamę, jak sonduje bambusowe drewno, tkwiące głęboko w miękkiej szarej opuszce jego przedniej stopy. Cierpliwie pozwolił jej usunąć długą drzazgę i przepłukać infekcję pod spodem. Zrozumiałam, dlaczego radża tak bardzo kochał tego słonia. Był tak dobrze wychowany, że nawet nie drgnął.

Kiedy skończyła oczyszczać ranę, mama posmarowała ją maścią, żeby zakończyć zabieg. Słonie są ekspresyjnymi zwierzętami, a ten wydawał się zadowolony – nawet bardzo zadowolony, bo kiedy przyszła pora, żeby mężczyzna zaprowadził go do Gangesu, aby się ochłodził, sięgnął trąbą w dół i  podniósł Margaret, która piszczała z zachwytu i przestrachu, w powietrze. Wstrzymaliśmy oddech. Ale on usadził ją sobie na grzbiecie, a my odetchnęliśmy z ulgą. Potem sięgnął po mnie.

Widząc co stało się z Margaret, nie czułam lęku. Rozkoszowałam się skórzastą krzywizną owijającą się wokół mnie, czułam potężne mięśnie, które sprawiały, że jego nos tak bardzo różnił się od mojego. Widziałam wcześniej wiele słoni, obserwowałam, jak jedzą z drzew i podnoszą swoje młode – ale nigdy nie dotykałam ich imponującej trąby, ani nie wyobrażałam sobie jakie to uczucie mieć ją zaciśniętą wokół siebie. Nie miałam, jednak, zbyt wiele czasu, żeby się nad tym zastanawiać, ponieważ szybko znalazłam się za moją siostrą, usadowiona na szerokim grzbiecie słonia. Potem słoń sięgnął po naszego brata Gordona, który objął swoimi małymi ramionami moją talię, gdy tylko dotarł na miejsce za mną. I ruszyliśmy! Pojechaliśmy nad rzekę, inne dzieci z obozu podążały za nami, a kiedy tam dotarliśmy, słoń radośnie spryskał nas wszystkich wodą. Choć wchodzenie do wody z reguły było zakazane ze względu na węże i krokodyle, dorośli wiedzieli, że żadne zwierzę nie zbliży się do nas, gdy jest tam słoń, więc zostaliśmy i bawiliśmy się z nim całe popołudnie.

Następnego dnia, mężczyzna ponownie przyprowadził słonia do obozu, żeby mama mogła sprawdzić ranę pod kątem oznak infekcji. Słoń podszedł wprost do niej i owinął swoją trąbę wokół jej talii, podnosząc ją do góry, jak wcześniej mnie i moje rodzeństwo. Przez resztę tygodnia, słoń odwiedzał nas każdego dnia i, jakby chciał okazać swoją wdzięczność, witał moją mamę wielkim uściskiem trąby, na co ona reagowała z typowym dla niej humorem, śmiejąc się i z radością wołając: „No dobrze, a teraz bądź grzecznym chłopcem i postaw mnie na ziemi!” Później, wszyscy szliśmy nad rzekę, żeby się bawić, czasami jeżdżąc na słoniu przez płycizny, innym razem krzycząc, kiedy oblewał nas wodą ze swojej trąby.

To był kluczowy czas w moim życiu. Kiedy w następnym roku zaczęłam znów chodzić do szkoły, z przyjemnością odkryłam, że już jej tak nie nienawidzę.

Pomaganie mamie przy leczeniu słonia pomogło mi odkryć, że urodziłam się, aby zostać lekarką. Choć dysleksja zawsze utrudniała mi naukę, zrozumiałam, że ona nie ma wpływu na moją inteligencję. Moja nowa nauczycielka rozumiała mój dylemat i znalazła sposób, żeby nauczyć mnie czytać, a świadomość, że będę musiała to umieć jako studentka medycyny, dała mi odwagę, żeby podążać za jej wskazówkami. Znowu zaczęłam w siebie wierzyć. To zrozumienie towarzyszyło mi już cały czas, do końca szkoły, potem w liceum, a potem na studiach medycznych.

Podobnie jak moim rodzicom, leczenie dało mi okazję do pozytywnej i pełnej sensu interakcji ze światem. Kiedy niosłam fioletowy roztwór dla tamtego słonia, poczułam tak głęboką radość w sercu, że zdałam sobie sprawę, iż żadne szkolne kłopoty mnie nie powstrzymają – znajdę sposób, żeby je pokonać. Wiedziałam, że jestem ważna i potrzebna. Poczułam, że jestem częścią większej całości.

Wszyscy zasługujemy, żeby czuć się w ten sposób. Każdy z nas jest tutaj z jakiegoś powodu, żeby się uczyć, rozwijać i dzielić swoimi talentami. Kiedy możemy to robić, wypełnia nas kreatywna siła życia, którą ja nazywam życiowym „napędem”.

Życiowy napęd jest naszym powodem do życia. Jest naszym spełnieniem, naszą radością. Jest tym, co dzieje  się wtedy, gdy życie pobudzane jest miłością. To energia, którą otrzymujemy z rzeczy, które są dla nas istotne i coś dla nas znaczą. To jest to, co moi rodzice czerpali ze swojej pracy z pozbawioną praw ludnością, i jest to pierwszy sekret, którym dzielę się z tobą: Jesteś tu nie bez przyczyny. Każdy z nas jest tutaj, żeby połączyć się ze swoimi unikalnymi talentami… to jest to, co pobudza nasze pragnienie do bycia żywym. Osiągnięcie tego połączenia niekoniecznie jest celem. O wiele bardziej liczy się poszukiwanie.

Proces „odnajdywania naszego życiowego napędu” utrzymuje naszą witalność i daje nam energię do życia.

Ten koncept nie jest nowy – ani idea, że ma to związek ze zdrowiem. W licznych filozofiach Wschodu zauważono, że istnieje pewna energia związana z dobrym stanem zdrowia i samopoczucia… nazywana jest zarówno praną, jak i chi. Filozofowie Zachodu mogą odnosić się do czegoś bardziej teoretycznego, takiego jak motywacja czy cel. Ratownicy medyczni i specjaliści opieki paliatywnej często opisują ten życiowy napęd jako wolę życia, ponieważ kiedy człowiek go traci, zaczyna umierać. Chociaż posiadanie swojego napędu nie zapewnia doskonałego zdrowia, to jego brak albo utrata, często jest wielką przeszkodą, żeby dobrze się czuć.

Jesteśmy wzywani do odnajdywania naszego życiowego napędu poprzez codzienne współtworzenie tego świata. Pewne działania i dążenia dają nam więcej tej energii, a to różni się w zależności od osoby. Niektórzy ludzie znajdują powołanie, które ich rozpala i przez całe zawodowe życie szczypią się z niedowierzania, myśląc: „No nie mogę uwierzyć, że mi za to płacą!”. Inni wykonują mniej satysfakcjonujące zawody, żeby zarabiać na życie i realizują swoje pasje poza godzinami pracy. A jeszcze inni, jak na przykład pracujący nieodpłatnie opiekunowie osób starszych czy niepełnosprawnych, wnoszą swój wkład na inne ważne sposoby, wciąż łącząc się ze swoim unikalnym poczuciem celu.

Chociaż nie ma jednego sposobu ani jednego obszaru życia, żeby odkryć swój życiowy napęd, wszyscy potrzebujemy go znaleźć… to ważna część naszej siły życia. Bez napędu, trudno odczuwać radość, a zarówno fizyczne, jak i mentalne zdrowie zaczyna się chwiać. Z tego właśnie powodu często pytam swoich pacjentów,  po co żyją, bo jeśli nie potrafią odpowiedzieć na to pytanie, zazwyczaj mogę tylko chwilowo złagodzić ich cierpienie. Być może poprawię to, co nie działa, ale niekoniecznie to naprawię.

Jeżeli mamy szczęście, wiele razy w życiu doświadczyliśmy życiowego napędu. Lecz tak samo często, wielu z nas miewa poczucie, że to nasze paliwo jest na wyczerpaniu. To może być szokujące i znaczące doświadczenie. Ale również może być o wiele bardziej subtelne, podobnie jak samochód, który zwalnia i krztusi się, bo kończy mu się paliwo.


[1] W roku 2024, kiedy ukazuje się polskie wydanie tej książki, dr Gladys McGarey skończyła 103 lata.